Kolekcja stanowisk Krzysztofa Zborowskiego przyprawia o zawrót głowy: prezes Elektrowni Kozienice (spółka niedawno przemianowana na Enea Wytwarzanie), wiceprezes jej spółki matki Enei, wiceprezes spółki córki Elko Trading i jeszcze członek rady nadzorczej Elektrociepłowni Białystok.
Dwa i pół roku temu spędził wraz z żoną uroczyurlop na Balearach. Gościł u Waldemara Kondratowskiego, szefa Stowarzyszenia Polaków na Majorce. Kondratowski wspomina tę wizytę tak: – Jest piękny wieczór. Siedzimy, pijemy wino, jemy kolację, a on mówi mi tak: „Hombre, bardzo podoba mi się ta willa naprzeciwko i, wiesz, chętnie zostałbym twoim sąsiadem. Ale żeby kupić ten dom, najpierw trzeba by tu w coś zainwestować. Nie zorientowałbyś się, czy jest na Majorce jakaś elektrownia, którą Kozienice mogłyby przejąć?”.
Jan Bury - Pan na energetyce
W Kozienicach wszyscy wiedzą, że tutejsza elektrownia – największy w Polsce zakład opalany węglem kamiennym, wytwarza 8 proc. energii elektrycznej w kraju – jest oczkiem w głowie odpowiedzialnego za energetykę wiceministra skarbu Jana Burego (Bury złożył dymisję► w piątek 20 lipca). W ruchu ludowym Bury to człowiek instytucja: syn ministra w rządzie Wojciecha Jaruzelskiego, zaufany współpracownik Waldemara Pawlaka, wiceprezes PSL.
W Kozienicach wszyscy wiedzą, że tutejsza elektrownia – największy w Polsce zakład opalany węglem kamiennym, wytwarza 8 proc. energii elektrycznej w kraju – jest oczkiem w głowie odpowiedzialnego za energetykę wiceministra skarbu Jana Burego (Bury złożył dymisję► w piątek 20 lipca). W ruchu ludowym Bury to człowiek instytucja: syn ministra w rządzie Wojciecha Jaruzelskiego, zaufany współpracownik Waldemara Pawlaka, wiceprezes PSL.
Choć posłuje z Rzeszowa, to w ziemi radomskiej (Kozienice leżą 40 km od Radomia) cieszy się wielką estymą. Kilka miesięcy temu lokalna gazeta opublikowała artykuł, w którym minister został przedstawiony jako „kochany człowiek”. Wydrukowała też jego pozowane zdjęcie, całkiem sympatyczne. Lekki uśmiech, fryzura na jeżyka, nienaganny krawat i dwa wiele mówiące podpisy: „Elektryk Jeszcze Większy” oraz „Są plusy ujemne, są minusy dodatnie i są jeszcze insze inszości”.
W elektrowni od kilku lat pierwsze skrzypce gra tercet zaufanych ludzi wiceministra Burego:Krzysztof Zborowski, Stanisław Potyra, Cezary Pietrzak. Zborowski wszedł do zarządu elektrowni w 2008 r. i bardzo szybko zaprzyjaźnił się z nowym protektorem. Potyra, wiceprezes elektrowni, zna ministra od lat, tak samo jak on wywodzi się ze Związku Młodzieży Wiejskiej. Podobnie jak trzeci z tej trójki: Pietrzak, wiceszef Elko Trading, spółki należącej do elektrowni. Pietrzak wraz z Burym lata temu zasiadał we władzach jednej z prywatnych spółek.
Biomasa, trociny w granulacie
Kozienice. Na plac opuszczonej masarni wtacza się sznur tirów. Stają. Zaczyna się przeładunek. Wózek widłowy nadziewa kilkutonowy wór, unosi go w górę i rusza w kierunku ciężarówki, która stoi po drugiej stronie placu. Zatrzymuje się, wór dynda w powietrzu. Ktoś rozpruwa jego spód i zawartość pierwszego pakunku ląduje na pustej naczepie. Potem zawartość drugiego, piątego, dziesiątego. Kiedy wywrotka się wypełnia, można jechać. Niedaleko. Do elektrowni jest jakieś 10 km.
Kozienice. Na plac opuszczonej masarni wtacza się sznur tirów. Stają. Zaczyna się przeładunek. Wózek widłowy nadziewa kilkutonowy wór, unosi go w górę i rusza w kierunku ciężarówki, która stoi po drugiej stronie placu. Zatrzymuje się, wór dynda w powietrzu. Ktoś rozpruwa jego spód i zawartość pierwszego pakunku ląduje na pustej naczepie. Potem zawartość drugiego, piątego, dziesiątego. Kiedy wywrotka się wypełnia, można jechać. Niedaleko. Do elektrowni jest jakieś 10 km.
W workach znajduje się pelleta – sprasowane granulki wiórów, trocin, słomy. Pelleta jest biomasą i z wyglądu przypomina filtry od papierosów. Elektrownia musi ją kupować, bo Unia Europejska w trosce o środowisko każe odchodzić od węgla i przestawiać się na palenie biomasą. Jednym z dostawców biomasy do elektrowni jest firma Tarnawa z podwarszawskich Ząbek. Mechanizm trocinowego biznesu jest prosty jak budowa cepa: granulat kupuje się na Ukrainie za grosze, wwozi tirami do Polski, wypakowuje i sprzedaje z przebiciem w Kozienicach.
Właścicielem Tarnawy jest Zenon Daniłowski, dawny wiceszef Związku Młodzież Wiejskiej, przyjaciel Jana Buregoi jego wieloletni partner biznesowy. Panowie wspólnie zakładali rozległą siatkę spółek: Agro-Technika, Agro-Technika Leasing, Grupa Inwestycyjna Agro, Polskie Smaki, Makarony Polskie. Obejmując w 2007 r. rządowe stanowisko, Bury wycofał się z biznesów Daniłowskiego, ale zostawił w nich swoją żonę. Urszula Rogóż-Bury, która na co dzień pracuje jako kierowniczka w rzeszowskim oddziale Agencji Rynku Rolnego, jest członkiem rady nadzorczej Makaronów (według danych Krajowego Rejestru Sądowego zasiada w niej także sam Daniłowski).
Tarnawa sprzedaje elektrowni trociny od marca 2010 r. Z informacji znajdujących się w Krajowym Rejestrze Sądowym wynika, że podpisując umowę z Kozienicami, firma nie miała doświadczenia w handlu biomasą. Powstała w 2006 roku i zajmowała się nieruchomościami, budowlanką oraz turystyką. Dopiero pod koniec 2010 r., kilka miesięcy po rozpoczęciu współpracy z elektrownią, pojawił się wpis informujący o nowej działalności firmy: sprzedaży hurtowej paliw, produktów pochodnych, drewna, transporcie drogowym towarów.
Ministrowi Buremu nie podoba się łączenie jego nazwiska ze sprawą umowy elektrowni z firmą Daniłowskiego. – Nie miałem i nie mam żadnego wpływu na współpracę tych podmiotów. Takie sugestie będę zmuszony traktować jako pomówienie – grozi. Ale przecież to nie żadne sugestie. To fakty suche niczym granulat z trocin: państwowa spółka, którą minister obsadził swoimi ludźmi, robi interesy liczone w setki tirów z firmą jego serdecznego kolegi. Ten przyjacielski biznes kwitnie od dwóch lat.
Przyjaciel. Ma makarony i ma układy
Zenon Daniłowski to w Kozienicach postać dobrze znana. – Na wszystkich firmowych bankietach zawsze rzucał mi się w oczy jeden człowiek. Charakterystyczny – niski, ze sporą nadwagą, często przyjeżdżał spóźniony i zawsze pił ze wszystkimi. Za którymś razem zapytałam prezesa Zborowskiego, co to za facet. Odpowiedział mi krótko: „Ma fabrykę makaronu i ma układy, więcej nie pytaj”. To był Daniłowski – wspomina Elżbieta Piwońska, była szefowa wydziału organizacyjno-prawnego elektrowni, która do spółki trafiła tak jak wielu innych. Czyli po znajomości. Jej mąż Dariusz był wieloletnim kolegą prezesa Zborowskiego.
Zenon Daniłowski to w Kozienicach postać dobrze znana. – Na wszystkich firmowych bankietach zawsze rzucał mi się w oczy jeden człowiek. Charakterystyczny – niski, ze sporą nadwagą, często przyjeżdżał spóźniony i zawsze pił ze wszystkimi. Za którymś razem zapytałam prezesa Zborowskiego, co to za facet. Odpowiedział mi krótko: „Ma fabrykę makaronu i ma układy, więcej nie pytaj”. To był Daniłowski – wspomina Elżbieta Piwońska, była szefowa wydziału organizacyjno-prawnego elektrowni, która do spółki trafiła tak jak wielu innych. Czyli po znajomości. Jej mąż Dariusz był wieloletnim kolegą prezesa Zborowskiego.
Piwońscy, którzy prowadzą w Kozienicach firmę motoryzacyjną, szybko się przekonali, jaką siłę mają układy człowieka od makaronów. – Dysponujemy z mężem sporym placem i kilkoma własnymi ciężarówkami. Zborowski postanowił to wykorzystać. Zażądał ode mnie pomocy przy przeładunku biomasy, która miała trafiać do elektrowni. Na początku się opierałam, ale w końcu uległam. Skończyło się tym, że podpisałam umowę z Tarnawą – opowiada Piwońska, jej mąż potakuje. – A wiedzą państwo, na jaką kwotę opiewał kontrakt Tarnawy z elektrownią? – Nie, ale skalę można sobie łatwo wyobrazić. Za samo przeładowanie jednego tira dostawaliśmy od Tarnawy 400 zł. W tygodniu tych ciężarówek przychodziły do nas dziesiątki, a z tego, co nam wiadomo, to i tak był to tylko ułamek, bo reszta towaru szła pociągami. – Czyli interes był dla Tarnawy dochodowy? – dopytuję. Piwoński znacząco wzdycha. Konkretnych kwot nie zna, ale czy tiry z pelletą kursowałyby za drobne? Piwońscy rozmawiają o Kozienicach chętnie, bo z gry już wypadli. Ich miejsce jakiś czas temu zajął lokalny przedsiębiorca z placem przy masarni, która splajtowała.
– Czy jest możliwe, żeby Bury nie wiedział o tym, co się dzieje w Kozienicach? Czy spółka mogła podpisać umowę z Tarnawą bez jego wiedzy? – pytam Piwońskiego. – Niech pan będzie poważny. Pamiętam swoją rozmowę ze Zborowskim. To było już po zwolnieniu mojej żony, którą zarząd podejrzewał o wynoszenie informacji z firmy. Wyrzucenie jej z pracy nic nie dało, bo później i tak wszystko wyciekało na zewnątrz. Pamiętam, że byliśmy u mnie na placu i oglądaliśmy zamokłą pelletę, której elektrownia nie chciała przyjąć. Zborowski powiedział mi wtedy: „Znajdź mi tego szpicla, a Elka wróci do pracy. Już ja to z Jankiem załatwię, zobaczysz”. Bez zgody Burego to prezes Kozienic może sobie zamówić ołówki i papier toaletowy, wszystko inne musi konsultować – opowiada Piwoński.
Wódka? Już nie mogę, wylewam do kwiatków
Pracownik elektrowni: – Media rzuciły się na Elewarr i jej prezesa, a ja się pytam, co takiego tam się wydarzyło? Przecież u nas jest dokładnie tak samo. W zarządzie są koledzy pana Janka, na innych stanowiskach mamy przyjaciółkę jednego z menedżerów, którą zwolniono z miejscowej przychodni, syna policjanta, działacza PSL i samorządowca Platformy. A co pan myślał? W Kozienicach fantazja jest ułańska.
Pracownik elektrowni: – Media rzuciły się na Elewarr i jej prezesa, a ja się pytam, co takiego tam się wydarzyło? Przecież u nas jest dokładnie tak samo. W zarządzie są koledzy pana Janka, na innych stanowiskach mamy przyjaciółkę jednego z menedżerów, którą zwolniono z miejscowej przychodni, syna policjanta, działacza PSL i samorządowca Platformy. A co pan myślał? W Kozienicach fantazja jest ułańska.
Analogie między Elewarrem a Kozienicami są oczywiste. Tam członkowie władz przyznali sobie 1,4 mln zł bezprawnego wynagrodzenia, tu menedżerowie zapomnieli wysłać na czas dokumenty do Urzędu Celnego, co kosztowało elektrownię – bagatela! – 1,5 mln zł. Tam podróżowano po całym świecie na koszt firmy (z ujawnionych nagrań wynika, że prezes miał polecieć do Meksyku, San Francisco i Honolulu), tu na porządku dziennym są huczne imprezy. Piwoński: – Byłem kiedyś na imieninach jednego z prezesów. Zjedliśmy, wypiliśmy, rachunek był wysoki. Wychodzimy z restauracji, a solenizant wyjmuje z portfela kartę i się uśmiecha: „A co! Dieta biznesmena”.
Rok temu do mediów wyciekł wystawiony na Elektrownię Kozienice sowity rachunek –opiewał na ponad 15 tys. zł – za kolację i nocleg w Kazimierzu Dolnym. Uczestnikom spotkania zrobiono zdjęcia z ukrycia. Są na nich członkowie zarządu spółki, minister Bury i jego przyjaciel Daniłowski. Atmosfera sympatyczna i bezpretensjonalna: biesiadnicy pozdejmowali krawaty, na stole stoją szlachetne trunki, jest zakąska. Na jednym zdjęciu panowie z zarządu wiosłują zupę. Na drugim peroruje minister. Na kolejnym Daniłowski odchyla się na krześle i zaczepia kelnerkę. Na jeszcze innym minister polewa.
Spotykam się z jedną z osób z obsługi hotelu, która pracowała w dniu tej imprezy. – To była suta kolacja. Deska ryb za 2 tys. zł, taka sama deska mięs, pięć rodzajów krewetek, do tego najdroższe alkohole. Pierwszy raz w życiu widziałem taką ucztę – słyszę. Podobną relację przedstawiła pół roku temu kelnerka, która obsługiwała Burego i jego kolegów. Fragment jej wywiadu dla kozienickiego tygodnika „Oko”: „Cenowo to była najwyższa półka. Szczególnie, jeśli chodzi o owoce morza. Serwowane były wódka,wino, bourbon, whisky. Do tego pod stołem stała jedna lub dwie butelki przywiezione przez uczestników. Odkąd pamiętam, to był największy deal w historii hotelu. Kierownictwo gratulowało mi tego utargu przez tydzień”.
Gdy sprawa kolacji przedostała się do mediów, Elektrownia Kozienice wydała komunikat, że w Kazimierzu odbyło się „wyjazdowe posiedzenie zarządu spółki połączone ze spotkaniem z przedstawicielami lokalnych władz samorządowych”. Jacy to samorządowcy? Nie wiadomo. A jeśli rzeczywiście było to posiedzenie zarządu, to co tam robił minister i jego przyjaciel od makaronów? I czy władze spółki zawsze obradują przy desce ryb za 2 tys. zł i flaszce stojącej pod stołem?
– Posiedzenie zarządu odbywało się w sali konferencyjnej. Daniłowskiego na nim nie było. Może siedział w restauracji, może spacerował, nie wiem. Później była kolacja, w której uczestniczyliśmy już obaj – tłumaczy Bury.
Kelnerka twierdzi co innego, w wywiadzie dla tygodnika „Oko” mówiła, że goście z Kozienic z żadnej sali konferencyjnej nie korzystali: „Panowie byli w ten wieczór jedynymi gośćmi w hotelu, ich zamówienie dotyczyło właśnie kolacji i noclegów”. Imprezy takie jak ta w Kazimierzu to nic nadzwyczajnego. Jak opowiada jeden z ludzi znających rytm pracy elektrowni, w zakładzie wszyscy wiedzą, że minister Bury porywa kozienickich prezesów dwa razy w tygodniu: zazwyczaj we wtorek i w czwartek.
Piwoński: – Zborowski żalił mi się kiedyś, że już nie może: „Ja już mam dosyć, a ten otwiera następną butelkę”. Mówił, że jak Bury nie patrzy, to wylewa wódkę do kwiatków. Marek Suski, poseł PiS (Bury wytoczył mu proces za wypowiedź z trybuny sejmowej o tym, że minister „chlał w hotelu za publiczne pieniądze”): – Sprawę oczywiście wygrałem, ale najciekawsze było co innego. W trakcie rozprawy sędzia spytała o ilość alkoholu wypitego w Kazimierzu. Bury odpowiedział, że to ilość normalna, bo, jak stwierdził, na każdych dożynkach się tyle pije – opowiada Suski. Po wyjściu z sądu zwołał konferencję prasową, na której zaapelował do premiera Donalda Tuska o dymisję Burego. W trosce o wątrobę ministra.
Nasze małe „danke schőn”
Siedzę z Piwońskimi w jednej z warszawskich kawiarni. Oglądamy zdjęcia z wakacji na Balearach, które trzy lata temu spędzili razem ze Zborowskim i jego żoną. – Zafundowaliśmy im ten urlop, wymuszono to na mnie. Mamy z mężem przyjaciół na Majorce i latamy tam kilka razy w roku. Kiedy Zborowski się o tym dowiedział, natychmiast zażądał, by go tam zabrać. Bałam się, że jeśli odmówię, to zostanę wyrzucona z pracy – opowiada Piwońska. Jej mąż, który ma podwójne obywatelstwo – polskie i niemieckie – dodaje: – To miało być nasze małe „danke schön” za to, że Ela może pracować w elektrowni.
Siedzę z Piwońskimi w jednej z warszawskich kawiarni. Oglądamy zdjęcia z wakacji na Balearach, które trzy lata temu spędzili razem ze Zborowskim i jego żoną. – Zafundowaliśmy im ten urlop, wymuszono to na mnie. Mamy z mężem przyjaciół na Majorce i latamy tam kilka razy w roku. Kiedy Zborowski się o tym dowiedział, natychmiast zażądał, by go tam zabrać. Bałam się, że jeśli odmówię, to zostanę wyrzucona z pracy – opowiada Piwońska. Jej mąż, który ma podwójne obywatelstwo – polskie i niemieckie – dodaje: – To miało być nasze małe „danke schön” za to, że Ela może pracować w elektrowni.
Na potwierdzenie tej historii otrzymuję opłacony przez Piwońską rachunek za przelot liniami Germanwings. Wszystko się zgadza. Wylot z Warszawy, przesiadka w Kolonii, miejsce docelowe: Palma de Mallorca. Na dokumencie widnieją cztery nazwiska, wśród nich „Herr Krzysztof Zborowski” i „Frau Irena Zborowska”. Kilka linijek niżej łączny koszt podróży: 1131,04 euro.
Obrazy na rachunek elektrowni
Państwo prezesostwo spędzili na Majorce pięć dni. Mieszkali u Waldemara Kondratowskiego, działacza polonijnego i malarza zaprzyjaźnionego z Piwońskimi. Jeździli kabrioletem Piwońskich, wyspę zwiedzili wzdłuż i wszerz. Zborowski był wniebowzięty i rozpływał się, że to jego najlepsze wakacje w życiu. To wtedy, w przypływie śródziemnomorskich upałów, miał też snuć wizje ekspansji Kozienic na Balearach. Pomysł jednak ostatecznie upadł. Dlaczego? – Atmosfera między nami się pogorszyła – odpowiada Kondratowski.
Państwo prezesostwo spędzili na Majorce pięć dni. Mieszkali u Waldemara Kondratowskiego, działacza polonijnego i malarza zaprzyjaźnionego z Piwońskimi. Jeździli kabrioletem Piwońskich, wyspę zwiedzili wzdłuż i wszerz. Zborowski był wniebowzięty i rozpływał się, że to jego najlepsze wakacje w życiu. To wtedy, w przypływie śródziemnomorskich upałów, miał też snuć wizje ekspansji Kozienic na Balearach. Pomysł jednak ostatecznie upadł. Dlaczego? – Atmosfera między nami się pogorszyła – odpowiada Kondratowski.
Piwoński wyjaśnia: – Było tak. Leżymy któregoś wieczoru w jacuzzi, otwieramy kolejnego szampana, Krzysiu mówi o jednym z obrazów Waldka: „Pomyśl, Irenka. Taki widoczek. U nas w salonie, vis-à-vis telewizora. Pasowałby? Tak? No to świetnie. Hombre, za ile byś nam taki namalował?”.Uzgodnili cenę, 13 tys. euro, Kondratowski obraz wysłał do Polski, a pieniędzy nie dostał do dziś.
Nie spisaliśmy umowy, ale mam sześciu świadków na to, że Zborowski zaakceptował cenę.Zapewniał mnie, żeby nie martwić się o pieniądze, bo on już kiedyś kupował w Kazimierzu Dolnym obrazy na elektrownię. Z tego co wiem, powiesił mój „Pejzaż Majorki” w domu, w salonie. Podobno nawet został ładnie obramowany i pięknie się prezentuje, ale marne to pocieszenie, bo zamiast pieniędzy dostałem z elektrowni pismo z informacją, że spółka nie zamawiała żadnego obrazu. Jak tak dalej pójdzie, to skieruję sprawę do sądu – zapewnia Kondratowski.
Człowiek z elektrowni: – Wie pan, co jest u naszych prezesów najgorsze? Siedzą w kilku zarządach jednocześnie, zarabiają tyle, ile normalnemu człowiekowi nawet się nie śni. A jak przychodzi co do czego, to idą do restauracji z własną wódką i łaszą się na śmieszne kwoty. To tak, jakby ktoś wygrał w kasynie sto tysięcy dolarów, poszedł do pokoju i zwędził ręcznik. Prezes Zborowski mimo kilku próśb nie chciał ze mną rozmawiać. Jego biuro prasowe wysłało mi jedynie pismo ze stwierdzeniem, że Elżbieta Piwońska została dyscyplinarnie zwolniona z pracy, a wszystkie przekazywane przez nią informacje są nieprawdziwe.
PS: W piątek wieczorem Ministerstwo Skarbu Państwa poinformowało, że Jan Bury zrezygnował z pełnienia funkcji wiceministra.
Newsweek.pl, Michał Krzymowski
1 komentarz:
Good day! This is my first comment here so
I just wanted to give a quick shout out and tell you I genuinely enjoy reading your posts.
Can you suggest any other blogs/websites/forums that go over the same
topics? Many thanks!
Visit my website viagra generique belgique
Prześlij komentarz