Drużyna Donalda Tuska składa się z polityków, którzy go nigdy nie zawiedli, mających za sobą doświadczenia biznesowe i medialne. Uzupełniają ją urzędnicy, przejęci po poprzednich ekipach rządzących i prezesi banków, bardziej wpływowi od ministrów gospodarczych. Oponentów Platformy dziwi krótka ławka jej kadr.
Nową ekipą wcale nie rządzą ludzie z plakatu Platformy Obywatelskiej, zapowiadającego cud gospodarczy. Wtedy towarzyszyli Donaldowi Tuskowi: Hanna Gronkiewicz-Waltz, Radek Sikorski, Julia Pitera i Bronisław Komorowski. Jednak realnie drużynę Tuska (terminologia sportowa ma sens również dlatego, że wspólnie oglądają mecze, a w przerwach podejmują decyzje) tworzą inni: Grzegorz Schetyna, Mirosław Drzewiecki, Sławomir Nowak, Paweł Graś, Rafał Grupiński, a także Tomasz Arabski, Andrzej Halicki i Maciej Grabowski. Od dawna mieli do lidera pełen dostęp, a także "kod dostępu" - decydowali, kto jeszcze do niego wejdzie.
Realna władza, nie posady
Politykę Tuska programuje nieliczne grono współpracowników. Formalne funkcje mają mniejsze znaczenie. Tylko Schetyna objął prestiżowe fotele wicepremiera i szefa MSWiA, choć wcale się do tego nie palił, a Drzewiecki - strategiczne w związku z Euro 2012 ministerstwo sportu.
Po przegłosowaniu poparcia dla rządu trwa konferencja Donalda Tuska i Waldemara Pawlaka. Stojący skromnie pośród dziennikarzy Sławomir Nowak scenicznym szeptem ponagla prowadzącą ją Agnieszkę Liszkę. Rzeczniczka ogłasza, że czas na ostatnie pytanie. W wielu poprzednich rządach rzecznik miał silniejszą pozycję niż dyrektor gabinetu premiera. Ale Nowak sam wybrał sobie to stanowisko, decyduje o wizerunku, kalendarzu i doborze współpracowników szefa. Liszka jemu zawdzięcza funkcję.
Szef kancelarii premiera Arabski czy Nowak znaczą więcej niż liderzy klubu parlamentarnego. Grabowski w ogóle nie kandydował na posła, a pozostaje głównym specjalistą od public relations. Ludzi "drużyny" interesuje realna władza: nie tyle obejmują stanowiska, co je rozdają. Lubią kryć się w cieniu. - Jestem skromnym ogrodnikiem winnicy pańskiej - żartował Nowak, wypytywany, jaką funkcję obejmie. Ewangeliczne słownictwo nie wynika z przypadku: Nowak i były szef katolickiego radia Arabski uchodzą za zaufanych arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. W sejmowych kuluarach przypisuje im się nawet przynależność do Opus Dei.
Tusk ufa tym, którzy go nie zawiedli, pomogli pokonać kolejnych konkurentów - Macieja Płażyńskiego, Andrzeja Olechowskiego i Jana Rokitę - i wygrali dla niego ostatnią kampanię. Ceni też tych, którzy potrafią coś jeszcze poza polityką. Drzewiecki jako współwłaściciel firmy odzieżowej "Mak" obecny był przed laty nawet w setce najbogatszych "Wprost". Grupiński kierował wydawnictwem. Nowak na studiach założył własną firmę reklamową, potem w Radiu Gdańsk był wiceprezesem do spraw techniki i reklamy. Halicki szefuje agencji public relations GGK, zaś Schetyna w latach 90. był właścicielem drużyny koszykówki Śląska Wrocław i lokalnego Radia Eska.
Nigdy tak wiele nie zależało od tak niewielu
Na koncentrację władzy w rękach "drużyny" zwracają uwagę zarówno zwolennicy, jak oponenci Tuska. Nigdy tak wiele nie zależało od tak niewielu...
Sławomir Nowak z niechęcią reaguje na to zdanie odniesione do własnej ekipy, ale wie, że pierwszy wypowiedział je Winston Churchill. Otaczający Tuska ambitni trzydziestolatkowie z Trójmiasta - Nowak i Arabski - w odróżnieniu od doradców medialnych braci Kaczyńskich - Michała Kamińskiego i Adama Bielana nie porzucili szkół dla polityki. Zdążyli je skończyć - choć Nowak do KLD zapisał się przed maturą. Nie stali się aparatczykami i potrafią prowadzić sensowną rozmowę na każdy temat.
- W PO święte są procedury - zaręcza Nowak. - Praca polityczna toczy się wśród nieustannych uzgodnień. Wiadomo, że jedni dyskutują więcej, inni mniej.
- Zaufanie jest wyróżnikiem - przyznaje Halicki. - Można przecież być superekspertem, ale też takim indywidualistą, który zaraz odpływa w nieznane obszary, więc rodzi to kłopoty.
Zaś bez przyjaźni w polityce nie można się obyć. - Tusk współpracuje z ludźmi, z którymi dobrze się czuje i rozumie, co raczej dobrze świadczy o tym zespole - objaśnia Nowak.
- Krąg Donalda Tuska trzyma w ręku klucz do strategii i procesu instytucjonalizacji władzy. Jego zaufani, póki mogą, zachowują pełną kontrolę nad sytuacją - zauważa prof. Paweł Śpiewak. - Być może Tusk pamięta, jak Miller podzielił państwo między baronów, którzy je rozerwali. Jednak kontrolować zupełnie wszystko będzie trudniej, gdy interesy różnych grup społecznych, od energetyków po artystów, przeniosą się do wewnątrz partii - przewiduje socjolog. - Drugi problem jest retoryczny: skoro Tusk tak wiele mówi o zaufaniu, czy jest to do pogodzenia z modelem rządzenia państwem, którego wyznacznikiem staje się usuwanie wojewodów, dyrektorów i komendantów żandarmerii powołanych za Kaczyńskiego i zastępowanie ich bez konkursu swoimi ludźmi - zastanawia się prof. Śpiewak. Chciałby, żeby powróciła znana z kampanii z 2005 r. debata o jakości i sprawności państwa.
Ludzie do interakcji
Nielicznym ufa również Jarosław Kaczyński, ale odgrywają oni bardziej role doradców niż przyjaciół. Kaczyński po wysłuchaniu informacji i rad decyduje sam, strategiczne sprawy uzgadnia z bratem. W "drużynie" Tuska decyzja jest kolektywna. Zdarza się, że podwładni uspokajają zdenerwowanego szefa, na co przyboczni Kaczyńskiego nigdy by sobie nie pozwolili.
- Donald lubi pracować w ekipie, budować poglądy w konfrontacji - opowiada Paweł Graś. - Nie jest typem polityka zamykającego się i myślącego samotnie. Potrzebuje ludzi do interakcji.
I do podejmowania decyzji.
- Były trudne posiedzenia zarządu, na które Donald przychodził z pewnym opisem sytuacji, który zmieniał mu się już w trakcie - zauważa Halicki.
- Był czas, że jeden Donald został przeciw wszystkim - wspomina Graś. Cała "drużyna" opowiadała się latem tego roku za przeprowadzeniem konstruktywnego wotum nieufności - odwołaniem rządu Kaczyńskiego ze wsparciem SLD i sformowaniem następnego bez rozwiązywania sejmu i wyborów przed terminem. Tusk sprzeciwił się: miał rację i potrafił ją przeforsować.
Politycy z "drużyny" w porę umieli odstąpić poprzednich protektorów: Olechowskiego (Nowak i Grabowski), Rokitę (Graś) czy Pawła Piskorskiego (znów Nowak). Pragmatyzmu uczyli się od Tuska. Przed laty pisujący kurtuazyjne wstępy do książek Janusza Lewandowskiego nie wziął go do rządu, by nie przyprawiać ekipie "liberalnej gęby".
"Drużynę" cechuje specyficzne poczucie humoru. Gdy w kadencji 2001-5 klub PO debatował nad rezygnacją Płażyńskiego - w kuluarach stał telewizor, nadający jeden z programów informacyjnych. W pewnej chwili na ekranie ukazały się słowa: "upadek dyktatora", zapowiadające wiadomość o przewrocie w którymś z państw Trzeciego Świata.
- To o Maćku - skomentował jeden z polityków "drużyny", wzbudzając śmiech pozostałych. Płażyńskiemu zarzucano bowiem brak zdecydowania.
Prywatny bank... kadr
"Drużyna" objęła największą pulę, ale nie zaszkodziło to kooptacji urzędników poprzednich ekip. Niektórzy wyrastają na postacie kluczowe. Wiceministrem spraw zagranicznych został Ryszard Schnepf, w administracji Kazimierza Marcinkiewicza uchodzący za najsprawniejszego urzędnika. Teraz jego rolą staje się kreowanie koncepcji w dyplomacji, którą ekipa Tuska uznaje za dziedzinę prestiżową. Ministrem w kancelarii został Zbigniew Derdziuk, obecny w ekipach Jerzego Buzka i Marcinkiewicza. Jak Gosiewski w rządzie PiS, odpowiada za twórczość ustawową. - Niepozornie wyglądający urzędnik ma w głowie nieprawdopodobną liczbę paragrafów i na każdą okazję cytaty z ustaw, kodeksów i konstytucji oraz pomysł na kłopoty z proceduralnymi rozwiązaniami - charakteryzuje go Halicki. Rola obu okaże się z pewnością większa niż wynika z pełnionych przez nich funkcji.
Służby specjalne pozostaną domeną Grasia, ale i tu nowa ekipa sięgnęła po kadry poprzednich. Dowodzi tego powrót znanego z czasów AWS Krzysztofa Bondaryka. Nowy szef ABW kiedyś blisko współpracował z Wojciechem Brochwiczem (obaj byli zastępcami Janusza Tomaszewskiego w MSWiA), który skontaktował Annę Jarucką z Konstantym Miodowiczem.
Dla polityki medialnej kluczową osobą staje się znów Jan Dworak, były prezes TVP. Za to były członek władz publicznego radia i telewizji Tomasz Siemoniak został jedną z głównych postaci w MSWiA.
Jan Krzysztof Bielecki pozostaje szefem prywatnego banku PeKaO SA, ale zyskuje potężny wpływ na gospodarkę. Zarekomendował ministra finansów Jacka Rostowskiego. Nieformalne wpływy Bieleckiego niepokoją analityka Janusza Szewczaka, dostrzegającego groźbę konfliktu interesów.
- Ludzie związani z prywatnym bankiem obejmują stanowiska w sektorze publicznym. PeKaO SA po połączeniu z BPH stało się największym bankiem w Polsce. Jego rywalem na rynku jest PKO BP, którego akcje w większości należą do skarbu państwa. Trudno w tej sytuacji o bezstronność, niezbędną, gdy 80 proc. banków w Polsce już znajduje się w rękach kapitału zagranicznego - stwierdza Szewczak.
Wpływy w gospodarce zyskali również: młody ekonomista Rafał Antczak, były premier Marcinkiewicz oraz Maria Pasło-Wiśniewska, przed Bieleckim prezeska banku PeKaO SA.
Krótka ławka
Krótka ławka kadr Platformy dziwi Szewczaka: - Za całą rekrutacją nie stoją pomysły gospodarcze. Nie dostrzegam próby podjęcia wyzwań, jakie niesie za sobą rozwój gospodarki, Euro 2012 i autostrady.
Wtajemniczeni dodają, że ławka stała się krótsza, bo jednego z założycieli PO - Jacka Merkla, który przyczynił się do upadku dziennika "Życie", poproszono teraz, aby nie afiszował się znajomością z liderami. Nawet biograf Leszka Balcerowicza Witold Gadomski, którego trudno posądzić o uprzedzenia wobec liberałów ocenia eufemistycznie (w "Managerze" z czerwca 2005 r.), że "Merkel (...) ma w swej biografii kilka nieudanych przedsięwzięć biznesowych (...) Ale wciąż jest współwłaścicielem kilku spółek (m.in. specjalizującej się w handlu z krajami arabskimi sp. z o.o. Caravana)". To klimaty bliskie serialowi "Tygrysy Europy" z Januszem Rewińskim. - Merkel pozostaje postacią znaczącą dla środowiska PO - nie ma wątpliwości Szewczak.
Tylko z polityków, którzy przez kilka lat zdążyli odejść z PO można zbudować pewnie ekipę barwniejszą i nie mniej kompetentną niż obecny rząd. Wie o tym Donald Tusk, dlatego ufa tym, którzy zostali przy nim na wszystkich zakrętach. Władza skupia się w rękach nielicznych, ale PO musi pamiętać, że do wyborów szła z hasłem "Pełna Odpowiedzialność".
Źródło: Tygodnik Solidarność
Autor: Łukasz Perzyna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz