2007/07/25

Jak PO rozdaje stanowiska na Mazowszu

- To nie jest PRL, bo wtedy partyjna nomenklatura decydowała o obsadzie stanowisk także w gospodarce i mediach. A dziś mamy ją tylko w urzędach - mówi Jacek Kozłowski (PO), wicemarszałek województwa mazowieckiego pytany, dlaczego stanowiska w urzędzie marszałkowskim podzielono według politycznego klucza.
Dotąd za partię, która konsekwentnie i bezwzględnie przydzielała stanowiska tylko swoim ludziom, uchodził PSL. Po zakończonej właśnie reorganizacji urzędu marszałkowskiego okazuje się, że po sprawdzone przez ludowców metody sięgnęła mazowiecka PO.

W kontrolowanym przez koalicję PO-PSL urzędzie marszałkowskim aż roi się od radnych i działaczy partii Tuska.
Zatrudnione są całe rodziny. Krzysztof Łaptaszyński, były asystent Pawła Piskorskiego i działacz śródmiejskiej PO, ma w urzędzie marszałkowskim posadę wiceszefa departamentu organizacji i nadzoru. Jego żona Joanna, działaczka wolskiej PO, pracuje w podlegającej marszałkowi jednostce wdrażania projektów unijnych.
Tu również znalazła zatrudnienie warszawska radna PO Maria Łukaszewicz. Radnymi PO jest też szef departamentu edukacji i wiceszef departamentu zdrowia.
W podlegającej marszałkowi Agencji Rozwoju Mazowsza odnajdujemy ochockiego radnego PO Lecha Baryckiego. Kieruje komórką zajmującą się inwestycjami w ramach oartnerstwa publiczno-prywatnego. Sęk w tym, że w tej formie żadnej budowy się nie prowadzi, bo jak sam Barycki mówi, nie ma pozwalających na to przepisów.
- Ale jestem do tej pracy doskonale przygotowany. Prowadziłem prywatną firmę o tym profilu - mówi Barycki. Przyznaje, że z wykształcenia jest historykiem po Akademii Obrony Narodowej, a konkursu na zajmowane przez niego stanowisko nie było.
Zając zatrudnił Wędzonkę
Szefową radomskiej filii wojewódzkiego urzędu pracy nadzorowanej przez urząd marszałkowski jest Elżbieta Wędzonka, żona wiceszefa rady miejskiej w Radomiu i członka zarządu radomskiej PO.
Choć nie miała żadnego doświadczenia w tej dziedzinie, dostała dyrektorskie stanowisko. Zarabia ok. 5 tys. zł.
- Doświadczenie zdobywam. A pracę dostałam, bo jako kierownik działu w przedsiębiorstwie państwowym kierowałam grupą ludzką - przekonuje Wędzonka. I żali się: - To, że mój mąż jest członkiem PO, to nieszczęście. Nie podoba mi się upolitycznienie służb. Cóż, takie czasy.
Wędzonkę zatrudnił Tadeusz Zając, szef Wojewódzkiego Urzędu Pracy (WUP) w Warszawie, aktywny działacz Platformy na Śródmieściu. WUP również podlega marszałkowi województwa mazowieckiego.
- O tym, że szukają kogoś do WUP, dowiedziałem się od kolegów z partii. Moje stanowisko jest uzależnione od wyników wyborów i umów koalicyjnych. Osobiście jestem zwolennikiem konkursów - mówi Zając (w WUP zarabia ok. 7 tys. zł, do dyspozycji ma samochód służbowy).
Polityka w ruchu drogowym
Dariusz Szczygielski z zarządu mazowieckiej PO został dyrektorem Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego (WORD) w Ciechanowie (zarabia ok. 6 tys. zł). WORD zajmuje się przeprowadzeniem egzaminów na prawo jazdy, szkoleniami drogowymi. Bezpośrednio podlega urzędowi marszałkowskiemu.
Gdy Szczygielski dostał pracę, nie miał ani wyższego doświadczenia, ani doświadczenia w branży. - Pracowałem z dziećmi, a w tej pracy wskazane jest doświadczenie pedagogiczne. Mam to co najważniejsze: jestem człowiekiem z wyobraźnią - chwali się Szczygielski.
Również Andrzej Szklarski, szef warszawskiego WORD, ma partyjną legitymację: działa w zarządzie mazowieckiej partii, był szefem sztabu PO w ostatnich wyborach samorządowych.
Również w Siedlcach szefem WORD jest działacz PO Jacek Sawicki. - Nie zarabiam wielkich pieniędzy. Dostaję 6 tys. zł. Z ruchem drogowym miałem do czynienia, bo pracowałem w siedleckim ratuszu w wydziale gospodarki komunalnej - mówi.
Urząd marszałkowski ma delegatury w byłych miastach wojewódzkich. I tu na stanowiskach kierowniczych odnajdujemy działaczy PO: w Radomiu Waldemara Kordzińskiego (pensja 5 tys. zł służbowy samochód), w Ostrołęce Mariusza Popielarza (pensja 4, 7 tys. zł), w Ciechanowie Piotra Wójcika (pensja 7 tys. zł.).- Konkursów na stanowiska w urzędzie marszałkowskim albo nie ma, albo są fikcyjne, bo rozstrzyga je zarząd województwa złożony z urzędników z rekomendacji PO i PSL - żalą się pracownicy Struzika.- Docierają do mnie informacje o tych nominacjach, ale przecież z tego, że ktoś należy do PO, nie można wyciągać wniosku, że będzie złym urzędnikiem - mówi Ewa Kopacz, szefowa mazowieckiej PO.
- Czy wśród 450 stanowisk kierowniczych podlegających urzędowi marszałkowskiemu jest choć jedno dane osobie bezpartyjnej? - pytamy wicemarszałka Kozłowskiego.- Tak, jest takie! Wiceszef w biurze kontroli - mówi. A jeszcze inne? - dopytujemy. - Nie pamiętam, ale zastanowię się - odpowiada wicemarszałek. I dodaje: - Poszła wieść, że bierzemy władzę w województwie, więc koledzy z PO przynoszą mi CV swoich znajomych, polecają. To naturalne.
Autor: Dominika Olszewska, Jan Fusiecki

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Konkursów na stanowiska w urzędzie marszałkowskim albo nie ma, albo są fikcyjne, bo rozstrzyga je zarząd województwa złożony z urzędników z rekomendacji PO i PSL - żalą się pracownicy Struzika.

Anonimowy pisze...

platformensi