Czy lokalni działacze Platformy obietnicami i szantażem próbowali swojemu partyjnemu koledze zapewnić rządy w mieście?
Od 29 grudnia 12-tysięcznym podwrocławskim Miliczem rządzi powołany przez premiera komisarz Dariusz Duszyński z PO. Dotychczas urzędnik starostwa powiatowego. Przejął obowiązki po zmarłym lewicowym burmistrzu Ryszardzie Mielochu. Na czas wyboru nowego burmistrza.
Ale ponieważ do terminowych wyborów samorządowych zostało mniej niż 12 miesięcy, komisarz mógłby sprawować urząd do końca kadencji. Wymaga to jednak zgody rady miejskiej. Wniosek zgłosili radni PO. Głosowanie w tej sprawie wyznaczono na 7 stycznia, a jej przedstawiciele zaczęli działać, by wniosek nie przepadł. Mógłby, na 21 radnych PO ma tylko trzech przedstawicieli. Rządzi w koalicji z dwoma lokalnymi komitetami. Platforma szukała więc sojuszników.
Grażyna Głowacz to radna Bezpartyjnej Inicjatywy Milickiej. Jest sprzątaczką w miejscowym gimnazjum. 29 grudnia zjawili się u niej w pracy Duszyński i szefowa powiatowego koła PO Halina Smolińska.
- Byłam zdziwiona, bo wcześniej widywaliśmy się jedynie na sesji. Pytali, jak będę głosować, a potem czy dobrze mi się pracuje i jak pracuje się mojej córce, też zatrudnionej w szkole. Nic nie było powiedziane wprost, ale odebrałam to jako próbę nacisku - opowiada Głowacz.
Zaraz po Nowym Roku komisarz Duszyński zaprosił na spotkanie radnego LPR Ireneusza Wołyniaka. Jego żona do końca roku na umowę-zlecenie pracowała w milickim magistracie. Wołyniak opowiada, że dostał propozycję: poprze wniosek PO, ewentualnie nie pojawi się na sesji, albo żona nie będzie miała przedłużonej umowy. Wołyniak rozmowę nagrywa na dyktafon. Na nagraniu słychać:
Duszyński: - W czwartek jest sesja (...), jeśli podejmie pan kroki takie, jak się umawialiśmy, to ja podpiszę z nią tę umowę.
Wołyniak: - Ale to jest szantaż!
Duszyński: - No... jest szantaż, ale ja po prostu nie mam czasu.
Komisarz nie wypiera się, że spotykał się z radnymi, ale rozmowy pamięta inaczej: - Z radną Głowacz rozmawiałem prywatnie, jeszcze przed oficjalnym powołaniem na komisarza, i sondowałem, na ile głosów w radzie możemy liczyć. Z Wołyniakiem spotkałem się na jego prośbę. Mówił, że ma nóż na gardle, prosił o pomoc. O szantażu nie mogło być mowy.
Po godzinie Duszyński dzwoni do nas. I mówi: - Z podpisaniem umowy z żoną radnego Wołyniaka zwlekałem, bo miałem informacje, że w poprzedniej pracy była oskarżona o przywłaszczenie pieniędzy. Nie chciałem o tym mówić, bo nie zajmuję się plotkami.
Wołyniak odpowiada na to: - Obrzydzenie mnie bierze, kiedy tego słucham. Będzie proces.
O sądzie mówi też Smolińska. Chce pozwać Głowacz o zniesławienie. - Pytałam radną Głowacz, jak będzie głosowała. Stwierdziła, że wybory są niepotrzebne, ale podczas sesji zmieniła zdanie. Ktoś musiał ją w to wszystko wmanewrować, jednak takich oskarżeń nie mogę puścić płazem - mówi Smolińska.
Kolejny radny Arkadiusz Kowol (LPR) pracuje w podlegającym Lasom Państwowym Nadleśnictwie Żmigród. Twierdzi, że też był poddany naciskom, nie chce zdradzić, z kim się spotkał. - Ściągnięto mnie z urlopu. Usłyszałem, że jestem na czarnej liście pracowników do zwolnienia, ale jeśli zagłosuję przeciwko wyborom, to nie muszę się obawiać o pracę.
Dzień przed głosowaniem do Kowola zadzwoniła kadrowa i poinformowała, że 7 stycznia ma przejść szkolenie, 70 km od Milicza. Tego dnia odbywała się sesja. Radny jednak wcześniej wyszedł z zajęć i pojechał zagłosować za przeprowadzeniem wyborów. Cztery dni później otrzymał od przełożonych pismo z żądaniem wyjaśnień, dlaczego oddalił się ze szkolenia.
Kowol: - Dostałem je 11 stycznia, a na odpowiedź dano mi czas do 9 stycznia. 13 stycznia do związków zawodowych trafiła już informacja, że jestem przeznaczony do zwolnienia.
Szef dolnośląskiej PO Jacek Protasiewicz zapowiada, że wyjaśni sprawę. Po rozmowie z "Gazetą" skontaktował się z liderami milickiej PO, którzy zapewniali go, że nacisków nie było, a cała sprawa to prowokacja.
Protasiewicz: - Zapewnili, że wystąpią na drogę sądową. Liczę, że tam sprawa zostanie szybko wyjaśniona.
7 stycznia wniosek PO o nieprzeprowadzanie wyborów upadł. Siedmiu radnych było za, dziesięciu przeciw, czterech się wstrzymało. Wybory odbędą się w marcu.
Gazeta Wyborcza
Jacek Harłukowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz