Platforma wycina z list wyborczych społeczników. Kandyduje za to były aktywista LPR, zarazem syn posła PO, oraz były burmistrz, który odszedł z urzędu, bo naraził miasto na gigantyczne straty.
Platforma jako pierwsza przyszykowała listy kandydatów na warszawskich radnych. Jak pisaliśmy dwa tygodnie temu, nie znaleźli się na niej najaktywniej si, którzy ośmielili się prowadzić działania niezgodne z linią narzucaną przez liderów.
Synowi wolno więcej
Ich miejsce zajmują politycy, których konkurencja określa mianem BMW, czyli biernych, miernych, ale wiernych. Wśród kandydatów do rady miasta z okręgu Bielany-Żoliborz znalazła się trójka obecnych radnych, która przez całą kadencję ani razu nie zabrała głosu podczas obrad .
Lokalnych działaczy PO oburza promocja Krzysztofa Czumy, syna byłego ministra sprawiedliwości i posła PO. Zrobiło się o nim głośno, gdy jego ojciec Andrzej objął tekę ministra sprawiedliwości i uczynił swojego syna asystentem społecznym.
Gazety, powołując się na pracowników ministerstwa, donosiły, że Czuma junior „trzęsie ministerstwem“. W pierwszych dniach rządów w resorcie był nieformalnym rzecznikiem ojca. To on kontaktował się z dziennikarzami. Miał ponoć uczestniczyć w spotkaniach prokuratorów z ministrem. Zniknął z ministerstwa, dopiero gdy nagłośniły to media.
Długo w cieniu nie wytrzymał. Jest na liście kandydatów PO do rady Włoch. To zaskakujące, bo cztery lata temu próbował wejść do lokalnego samorządu pod sztandarami LPR. Bezskutecznie. Mimo pierwszej pozycji na liście zebrał zaledwie 139 głosów. Skąd taka zmiana partyjnego szyldu? Tej kwestii Krzysztof Czuma rozważać nie chce. Pytany, czy kandyduje w nadchodzących wyborach, używa formuły: „Nie potwierdzam i nie zaprzeczam“.
Znacznie bardziej rozmowni są lokalni działacze PO. - Nie jest członkiem naszego koła. Nigdy nie pojawił się na żadnym naszym spotkaniu, a nagle ląduje na liście kandydatów. I jeszcze ta jego miłość do LPR - mówi działacz Platformy z Włoch.
Inny oburza się: - Żadnemu z nas partyjne władze nie wybaczyłyby takiej przeszłości. Ale to przecież syn byłego ministra. Widać jemu wolno więcej.
Wiele do zrobienia
Kolejni forsowani przez partyjne władze to Tomasz Mencina, numer jeden wśród kandydatów PO do rady Ursynowa, oraz Wiesław Raboszuk, lider dzielnicowej listy na Targówku.
Pierwszy to były burmistrz Ursynowa, który musiał zrzec się stanowiska, gdy jak media ujawniły, że przez zaniedbanie jego urzędników Warszawa straciła szansę na dziesiątki milionów złotych odszkodowania od firmy Mostostal Eksport.
Dziś Mencina jest szefem biura organizacji i zarządzania w miejskich Wodociągach (to miejska spółka; były burmistrz dostał tę posadę dzięki układom wPO). Tłumaczy, że ze sprawy Mostostalu Eksport rozgrzesza go wyrok Sądu Najwyższego, który dał miastu ostatnią szansę na to, by coś od tej firmy uzyskać.
Kłopot w tym, że ma się to nijak do oczywistych zaniedbań ur synowskich urzędników, którzy przegapili terminy spraw sądowych. Miasto przez cztery lata nie dostało od Mostostalu Eksport nawet złotówki i wciąż nie wiadomo, czy cokolwiek wywalczy.
Wiesław Raboszuk szefuje w Mazowieckiej Jednostce Wdrażania Programów Unijnych - instytucji, która miała sprawnie dzielić brukselskie euro na Mazowszu. Jednak przez nieudolność zatrudnionych z partyjnego klucza urzędników stała się zmorą przedsiębiorców i społeczników, którzy nie mogli doprosić się ani pomocy, ani terminowego załatwienia sprawy.
Raboszuk woli patrzeć w przód. - Wiele zrobiliśmy i wiele jeszcze zostało do zrobienia - tłumaczy pytany, dlaczego znów chce kandydować na radnego.
- Listy kandydatów nie są jeszcze ostatecznie zatwierdzone, dlatego wolę dziś jeszcze nie rozmawiać o konkretnych nazwiskach - mówi Małgorzata Kidawa-Błońska,szefowa warszawskiej PO.
Jan Fusiecki, Gazeta Stołeczna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz