Wszystko wskazuje na to, że słynny „zielony” Konstancin miał zostać pokawałkowany, tak by warte prawie dwa miliardy złotych konstancińskie grunty padły łupem deweloperów. Do likwidacji jedynego na Mazowszu uzdrowiska dążą znani politycy PO i PSL.
O dramatycznej sytuacji, w jakiej znalazł się Konstancin, „Gazeta Polska” alarmowała już w listopadzie 2007 r. Podaliśmy przykłady dewastowania zabytków i niszczenia środowiska przez oligarchów oraz umocowanych politycznie deweloperów. Opisaliśmy też tolerowanie tego stanu rzeczy przez miejscowy układ polityczny. Jako największe zagrożenie dla Konstancina wymieniliśmy jednak brak tzw. operatu uzdrowiskowego – dokumentu, który musiała sporządzić gmina, by Konstancin mógł zachować status uzdrowiska.
Kiedy władze gminy – pod silnym naciskiem prasy (m.in. „GP”) i lokalnych stowarzyszeń obywatelskich – opracowały w końcu operat i przedłożyły go Ministerstwu Zdrowia, wydawało się, że niebezpieczeństwo przekształcenia Konstancina w osiedle zostało zażegnane. Nikt nie przewidział, że w 2008 r. resort Ewy Kopacz negatywnie zaopiniuje dokument, a konstancińskie struktury Platformy, które od lat bronią uzdrowiska przed deweloperami, zostaną zlikwidowane przez posła Andrzeja Halickiego – do niedawna przedstawiciela... Polskiego Związku Firm Deweloperskich.
Kopacz opiniuje
O odmowie uznania operatu gmina dowiedziała się 19 czerwca, gdy do Konstancina nadeszło pismo z Ministerstwa Zdrowia. Stanowisko podwładnych Ewy Kopacz było niespodzianką, bo jeszcze kilkanaście miesięcy temu resort wspierał walkę o zachowanie uzdrowiska. Jeszcze bardziej zaskakujący niż sama decyzja był jednak dołączony do niej zestaw zaleceń. Zdaniem urzędniczki ministerstwa Dagmary Korbasińskiej – lokalne władze powinny zmniejszyć rozmiar najściślej chronionej strefy uzdrowiskowej A o 40 ha, a także zredukować obszary ochronnych stref B i C. Ponieważ w strefie A w ogóle nie wolno nic budować, a w B dozwolona jest w zasadzie tylko zabudowa jednorodzinna – na realizacji pomysłów resortu Ewy Kopacz skorzystaliby najbardziej deweloperzy, dla których zmiany te oznaczałyby „uwolnienie” wartościowych gruntów w centrum miasta (strefy A i B) oraz atrakcyjnych terenów nadwiślańskich (strefa C). Dla Konstancina i potencjalnych kuracjuszy propozycja Ministerstwa Zdrowia miałaby niestety katastrofalne skutki. Przez redukcję obszarów chronionych i pokawałkowanie uzdrowiska zdegradowano by cały unikatowy ekosystem gminy, który i tak – w wyniku działań kilku lokalnych polityków – znacznie w ostatnich latach podupadł.
Nic dziwnego zatem, że opinia ministerstwa spotkała się z oburzeniem większości mieszkańców Konstancina. Wieloletni radny gminy – Stanisław Szen – zauważył, że domaganie się zmiany granic strefy przez Ewę Kopacz nie jest zgodne z ustawą o uzdrowiskach, a parę innych osób zwróciło uwagę, że Ministerstwo Zdrowia nie trzyma się swoich wcześniejszych ustaleń i zaleceń dotyczących stref ochronnych. Szef konstancińskiej PO Mariusz Terlikowski wprost określił propozycje resortu jako „absurd”. Z ust jednego z radnych padła też hipoteza, że nagły zwrot w stanowisku ministerstwa to efekt nacisków „wpływowych posłów”. I choć kilka dni temu w wyników protestów Ewa Kopacz złagodziła swoje warunki (zgodziła się na operat ze zmienionymi granicami stref A i B, strefa C na razie ma pozostać niezmieniona) – sugestia dotycząca „nacisków” nie straciła na aktualności.
Halicki rozwiązuje...
Niewiele osób wie, że w czasie gdy Ministerstwo Zdrowia kończyło prace nad niefortunną opinią (początek czerwca), w Konstancinie pojawił się niespodziewanie poseł Andrzej Halicki – polityk pełniący jednocześnie funkcję wiceszefa mazowieckiej PO (przewodniczącą jest Ewa Kopacz). Odwiedził uzdrowisko, by – jak przypuszczano – podyskutować z lokalnymi działaczami partii o sprawach politycznych. Okazało się jednak, że podczas rozmowy Halicki wypytywał członków konstancińskiej Platformy także o inne problemy, m.in. o ich stosunek do ewentualnej redukcji stref uzdrowiskowych. Większość rozmówców posła – co nie było zaskoczeniem – zdecydowanie opowiedziała się za utrzymaniem obecnych obszarów chronionych, a nawet ich rozszerzeniem.
Trzy tygodnie po rozmowie z posłem Halickim członkowie konstancińskiej PO przeżyli szok. Na zebraniu, któremu przewodniczyła minister Ewa Kopacz, zarząd mazowieckiej Platformy rozwiązał bowiem ich koło, nie podając żadnego oficjalnego uzasadnienia. Wniosek o likwidację konstancińskiej PO poparł oczywiście także Andrzej Halicki. Zapytany przez „GP” o tę decyzję zarzekał się jednak, że nie miała ona nic wspólnego ze stanowiskiem rozwiązanego koła w sprawie uzdrowiska. Dlaczego więc działacze z Konstancina musieli odejść? – Część z nich była nielojalna wobec partii – wyjaśnił nam Halicki po chwili namysłu. Poseł dodał też, że podczas jego wizyty w Konstancinie temat uzdrowiska w ogóle nie był poruszany (!). W wyjaśnienia Halickiego trudno jest jednak uwierzyć członkom zlikwidowanego koła: – Działaliśmy od momentu założenia Platformy i nikt nie miał do nas nigdy żadnych zastrzeżeń. Jest co najmniej zastanawiające, że poseł Halicki razem z minister Kopacz rozwiązał koło właśnie po spotkaniu, na którym mówiliśmy o uzdrowisku. Dziwne też, że poseł tej rozmowy nie pamięta – powiedział „GP” jeden z nich.
Według naszych informacji, to niejedyna „dziwna” okoliczność towarzysząca likwidacji konstancińskiego koła PO. Po pierwsze: uzdrowisko w Konstancinie zostało niespodziewanie wpisane przez Aleksandra Grada na listę spółek przeznaczonych do prywatyzacji. Po drugie: w okolicach wciąż chronionej gminy Konstancin – w czasie gdy Ewa Kopacz naciska na jej władze, by de facto oddały część uzdrowiska deweloperom – rozwija biznesową działalność firma Dom Development SA, powiązana z PO i posłem Andrzejem Halickim....
Dom Development zbuduje?
Warszawski Dom Development (DD) to największy obok J.W. Construction deweloper na terenie stolicy. W wyniku nagłego zastoju na rynku deweloperskim i rosnącej konkurencji ze strony firm zagranicznych spółka została ostatnio zmuszona do rozwinięcia działalności w miejscowościach leżących pod Warszawą. Kilka miesięcy temu DD nabył m.in. za 64 mln zł prawie 10 ha gruntu pod „teren inwestycyjny” w Józefosławiu, właśnie w powiecie piaseczyńskim. Przypomnijmy: to powiat, w którym znajduje się uzdrowiskowa gmina Konstancin-Jeziorna.
Co łączy Dom Development z PO? Na czele spółki stoi Jarosław Szanajca – słynący ze świetnych kontaktów z działaczami tej partii. Firmę do dziś zresztą nazywa się nieoficjalnie „przybudówką Platformy”, albowiem jeszcze niedawno jej radzie nadzorczej szefował obecny senator PO Łukasz Abgarowicz. DD rozwijał się głównie dzięki korzystnym decyzjom ówczesnego prezydenta stolicy Pawła Piskorskiego (który m.in. po udzieleniu spółce podejrzanych zezwoleń na budowę parkingu przy ul. Bartyckiej kupił od niej trzy mieszkania) oraz ogromnemu kredytowi (30 mln euro bez zabezpieczenia) z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, gdzie dyrektorem wykonawczym był Jan Krzysztof Bielecki.
Bliskie kontakty z Dom Development utrzymuje jednak przede wszystkim poseł Andrzej Halicki – były przedstawiciel Polskiego Związku Firm Deweloperskich. Jako prezes spółki GGK Public Relations Halicki dbał przez kilka lat o wizerunek firmy Szanajcy, dorabiając się na tym wielomilionowego majątku (dziś Halicki jest jednym z najbogatszych parlamentarzystów). Prasa donosiła, że tuż przed wyborami do Sejmu w 2007 r. szef Dom Development – zawdzięczający Halickiemu dobre kontakty z Pawłem Piskorskim – organizował wśród warszawskich biznesmenów nieoficjalną kampanię poparcia dla jego kandydatury. Tak czy inaczej: obaj panowie świetnie się znają, a szykowane przez mazowiecką PO „uwolnienie” konstancińskich gruntów tylko by tę znajomość scementowało. Nagłe ruchy wokół Konstancina – zapowiedź prywatyzacji kurortu, dążenie Ewy Kopacz do okrojenia stref ochronnych, fakt neutralizacji przez Halickiego zwolenników uzdrowiska i wejście Dom Development do Piaseczna – trudno więc w tym kontekście uznać za przypadek.
Halicki i PSL
W grze o warte prawie 2 mld zł konstancińskie grunty niezwykle ważną rolę odgrywa również środowisko działaczy PSL, z którymi Andrzej Halicki pozostaje w doskonałej komitywie. Poseł dostał m.in. od Banku Ochrony Środowiska milionowy kredyt na budowę domu niedaleko Piaseczna (prezesem BOŚ jest Jerzy Pietrewicz, człowiek PSL), a związana z firmą Halickiego spółka reklamowa – Lowe GGK – wygrała lukratywny przetarg (4 mln euro) na obsługę medialną Agencji Rynku Rolnego. W Konstancinie interesy posła PO i ludowców zbiegają się w co najmniej dwóch punktach.
Pierwszy z nich to walka o ograniczenie stref ochronnych, a tym samym o likwidację uzdrowiska Konstancin. Miejscowe PSL z zadowoleniem przyjęło zmianę stanowiska Ministerstwa Zdrowia w sprawie stref, a także rozbicie przez Halickiego konstancińskiej PO, która od dawna krytykowała zapędy lokalnych działaczy ludowych. Powód jest prozaiczny: wielu mazowieckich baronów z partii Pawlaka (m.in. Wacław Bąk) posiada w gminie ziemię, na której po „uwolnieniu” gruntów zrobiliby znakomity interes. Toteż gdy w połowie lipca mieszkańcy Konstancina protestowali przeciw nieoczekiwanej decyzji Ministerstwa Zdrowia – zarząd konstancińskiego PSL opublikował apel popierający redukcję strefy C, wyjaśniając, że „teraz na wsi nie można pobudować nawet siedliska”.31 lipca – i to jest ten drugi punkt – wreszcie okazało się, którą z firm deweloperskich byłoby stać na zbudowanie ewentualnych „siedlisk” na terenach ludowców z Konstancina. PSL-owski Bank Ochrony Środowiska przyznał bowiem 100 mln zł kredytu firmie, która dziwnym zbiegiem okoliczności nie tylko inwestuje ostatnio właśnie w okolicach Piaseczna, ale i jest dobrze znana Halickiemu oraz innym politykom mazowieckiej PO. Chodzi oczywiście o spółkę Dom Development. Pieniądze – jak czytamy w informacji o kredycie – przeznaczone będą na „finansowanie zakupu nieruchomości przeznaczonych pod budowę osiedli mieszkaniowych lub do dalszej odsprzedaży”.
Grzegorz Wierzchołowski
"Gazeta Polska"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz