Ludowcy się tak wściekli, że zagrozili zerwaniem koalicji z PO. Uspokoili się, gdy syn prawej ręki marszałka województwa Adama Struzika zadowolił się stanowiskiem skromniejszym od oczekiwanego, ale dyrektorskim .
Osoba, przez którą omal nie rozpadła się rządząca Mazowszem koalicja PO-PSL, to Michał Kuliński, syn Waldemara, dyrektora urzędu marszałkowskiego i prawej ręki Adama Struzika. Marszałek mieszka pod Płockiem, w warszawskiej centrali często bywa nieobecny. Osobą, która czuwa na miejscu, zna wszystkie sprawy i personalia jest Waldemar Kuliński, nazywany przez urzędników małym marszałkiem.
To nepotyzm...
Gdy wiosną Platforma i PSL zaczęły dzielić stanowiska w nadzorowanym przez urząd marszałkowski Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (WFOŚ), ludowcy chcieli, aby jedno miejsce w zarządzie dostał Kuliński junior. To posada dobrze płatna (ok. 12 tys. zł brutto, gwarancja sześciomiesięcznej odprawy). I prestiżowa, bo fundusz jest zamożną instytucją (300 milionów rocznego budżetu), która dopłaca do inwestycji służących ochronie środowiska (oczyszczalnie ścieków czy wymiana okien na energooszczędne). Zarządzając funduszem, można więc łatwo pozyskać sobie sympatię dużych i małych gmin, straży pożarnych, parafii, co bardzo procentuje podczas wyborów.
Jednak plan ludowców nie całkiem się powiódł. Fotel prezesa WFOŚ zajął wprawdzie działacz PSL Tomasz Skrzyczyński, ale rada nadzorcza funduszu pod przewodnictwem Joanny Maćkowiak, szefa gabinetu politycznego ministra ochrony środowiska Macieja Nowickiego (PO), młodemu Kulińskiemu rekomendacji nie dała.- Syn wysokiego urzędnika nie powinien dostawać wysokich stanowisk w instytucji kontrolowanej przez własnego ojca. To nepotyzm - mówili nam działacze PO. Anonimowo, bo wiedzieli, że swoją postawą wywołają gniew dwóch marszałków: Struzika i Kulińskiego.
...ale zdolny chłopak
Nie mylili się. Z pewnych źródeł dowiedzieliśmy się, że Struzik zagroził zwolnieniami urzędników z rekomendacji PO. Zagroził wręcz zerwaniem koalicji i odnowieniem układu z poprzedniej kadencji, gdy PSL rządził razem z PiS.
Politykom PO i PSL udało się jednak wypracować kompromis. Młody Kuliński zrezygnował wprawdzie ze starania się o miejsce w zarządzie funduszu, ale zdobył w nim inną intratną posadę: dyrektora wydziału edukacji ekologicznej i ochrony przyrody z pensją ok. 7 tys. zł. Przy okazji zyskała coś PO: Michał Stępień, były asystent warszawskiej posłanki PO Jolanty Hibner, awansował na szefa wydziału ochrony ziemi i powietrza - Młody Kuliński wygrał konkurs na dyrektora. To zdolny chłopak - mówi Robert Ambroziewicz (PO), wiceszef funduszu.
- Syn Waldemara Kulińskiego wypadł najlepiej w testach komputerowych i pokonał innych kandydatów - mówi prezes Skrzyczyński.Urząd marszałkowski i podległe mu instytucje organizują konkursy na kierownicze stanowiska, ale tak się dziwnie składa, że najczęściej wygrywają jej osoby cieszące się politycznym wsparciem: działacze PO i PSL i ich krewni.
- Niektóre konkursy to fikcja. W komisjach zasiadają urzędnicy, którzy muszą słuchać tego, co każą im marszałkowie lub polityczni liderzy Postulat powoływania komisji złożonych z niezależnych ekspertów został w urzędzie wyśmiany - mówi nam jeden z polityków PO.
Na czele komisji, która uczyniła juniora Kulińskiego dyrektorem, stał ludowiec prezes Skrzyczyński. Sekretarzem była jego kadrowa, a resztą stanowili podlegli mu urzędnicy WFOŚ.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Jan Fusiecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz