2013/11/06

Strategie, żołnierze i praca za głos. Jak Grzegorz Schetyna zbudował swoje imperium

Przez lata rządził i dzielił w dolnośląskiej Platformie. Zbudował partię, rozdając stanowiska w samorządach i spółkach skarbu państwa. Czy epoka Grzegorza Schetyny właśnie dobiega końca?
Gdy pod koniec lipca eurodeputowany Jacek Protasiewicz zapowiedział, że powalczy ze Schetyną o stanowisko szefa dolnośląskiej PO, mało kto dawał mu szanse.

Władysław Frasyniuk (zna obu od wielu lat) komentował to tak: - Żeby grać przeciwko Schetynie, trzeba mieć twardą skórę. Protasiewicz nie ma politycznego instynktu zabójcy, a będzie musiał przejść przez kilka ciemnych podwórek Platformy.
Frasyniuk powiedział też o tym, co w dolnośląskiej polityce jest od lat tajemnicą poliszynela - że Schetyna decyduje o obsadzie stanowisk w spółkach skarbu państwa czy instytucjach samorządowych. I tych wpływów może użyć w wewnątrzpartyjnej rywalizacji przed zjazdem.

"Praca za głos"? Żadna nowość

Jest 2008 r. W dolnośląskim sejmiku, którym rządzi PO, ma dojść do wymiany marszałka województwa. Tak postanowił szef partii w regionie, wtedy już wicepremier, Grzegorz Schetyna.

Część radnych PO waha się jednak, czy głosować na jego nowego kandydata. Ludziom Schetyny brakuje szabel. Wśród niezdecydowanych jest m.in. Eric Alira, pochodzący z Burkina Faso uczestnik telewizyjnego reality show. W imieniu Schetyny "pracuje" nad nim m.in. poseł Norbert Wojnarowski - dziś znany z afery "praca za głos", gdy za poparcie Protasiewicza oferował działaczowi PO zatrudnienie w którejś ze spółek KGHM.

Platformie udaje się wymienić marszałka. Eric Alira dostaje pracę w należącym do KGHM klubie piłkarskim Zagłębie Lubin. Ma wyszukiwać młode talenty.

Pomaga też radny Marek Dyduch (b. sekretarz generalny SLD). Wkrótce wchodzi do rady nadzorczej Walcowni Metali Nieżelaznych w Gliwicach - spółki KGHM. Elżbieta Zakrzewska (wtedy Unia Pracy) też wspiera nowego marszałka, a po głosowaniu zostaje szefową szpitala MSWiA w Jeleniej Górze.

- Całą operacją kierował Schetyna. Uśmiecham się dziś, gdy słyszę o aferze "praca za głos". Przecież takimi kartami w polityce grano tu od dawna - mówi Andrzej Łoś, odwołany wtedy z funkcji marszałka (odszedł z PO do stowarzyszenia samorządowego prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza).

Czyja Platforma?

Pierwszym szefem dolnośląskiej PO był Bogdan Zdrojewski, dziś minister kultury. Wykorzystał popularność z czasów prezydentury Wrocławia. Przed wyborami w 2001 r. ustalono bowiem, że szefami regionalnych struktur PO zostaną posłowie, którzy zdobędą największe poparcie na swoim terenie. Gdy Zdrojewski, wcześniej bezpartyjny, zgłosił swój akces do Platformy, razem z nim przeszło do niej 12 z 13 radnych Unii Wolności. To był początek końca tej partii we Wrocławiu.

Startując do Sejmu z jedynki PO, Zdrojewski dostał 47,2 tys. głosów. Wcześniej musiał stoczyć walkę ze Schetyną, któremu ostatecznie przypadła pozycja nr 2 na liście.

Ale partyjnym życiem Zdrojewski szybko się rozczarowuje. Nie ma serca do spotkań w terenie, rozmów z działaczami, rozwiązywania powiatowych konfliktów, budowania struktur. Poseł PO z Wrocławia: - To był żywioł Grzegorza. On już miał za sobą szkołę wyniesioną z KLD i Unii Wolności.

Chodzi o rywalizację z Frasyniukiem o władzę we wrocławskiej UW. Zakończyła się aferą martwych dusz - koło UW w Polkowicach, któremu przewodniczył człowiek Schetyny Emilian Stańczyszyn, w krótkim czasie urosło do 500 członków. Przed wyborami zapisano do niego ludzi, którzy nie mieli o tym pojęcia. Do Wrocławia przyjechał specjalny wysłannik sekretarza generalnego UW Henryk Wujec. Napompowane koła zostały rozwiązane.

Gdy powstała PO, Unia straciła znaczenie. W 2002 r. do rady miejskiej weszło co prawda trzech kandydatów startujących z Bloku Frasyniuka, ale były to ostatnie wybory we Wrocławiu, w których unici (a także członkowie powołanej później Partii Demokratycznej) cokolwiek wygrali. Z tej trójki dwóch jest na politycznej emeryturze, a Jacek Ossowski jest w obozie Rafała Dutkiewicza - do rady wszedł z jego listy.

Grzegorz Wielki i żołnierze

Nawet kiedy szefem PO w regionie był Zdrojewski, Schetyna zainstalował w roli sekretarza regionu swojego asystenta, dziś posła Jarosława Charłampowicza. Działacz wrocławskiej PO: - Wszystkie sprawy partii musiały przez niego przejść, o wszystkim wiedział Schetyna.

Jego siła płynęła jednak przede wszystkim z bliskich wówczas relacji z Donaldem Tuskiem. Schetyna został szefem regionu dolnośląskiej PO w 2006 r. Zdrojewski zrezygnował z kandydowania, a Protasiewicz wycofał się dzień przed zjazdem.

Rok później Platforma wygrywa wybory parlamentarne. Od tamtego czasu dolnośląską PO niepodzielnie - jako współautor zwycięstwa - rządzi Schetyna. Został ministrem spraw wewnętrznych i wicepremierem.

- Na Dolnym Śląsku decydował o obsadzie wszystkich kluczowych stanowisk publicznych - mówi poseł PO.
Wojewodą zostaje współpracownik Schetyny jeszcze z czasów Radia Eska (jedna z pierwszych prywatnych rozgłośni w kraju, którą zakładał m.in. Schetyna) Rafał Jurkowlaniec. O relacjach z wicepremierem mówił: "Jestem żołnierzem Schetyny".

Andrzej Łoś: - Grzegorz zbudował partię na wzór armii. Jest generał, który wydaje rozkazy, i przyboczni, którzy je wykonują.

W Platformie do dziś krążą opowieści o tym, że Schetyna słynął z obcesowego traktowania działaczy. Gdy przerywał swojemu rozmówcy, rzucał krótkie: "Nie rycz" albo: "Nauczyłeś się mówić, teraz naucz się słuchać".

Poseł z Wrocławia Stanisław Huskowski: - Trzeba przyznać, że organizm partyjny był niezwykle sprawny. Ale pozbawiony ducha. Posiedzenia rad regionalnych to był rytuał, żadnej dyskusji. Komunikowano jedynie słuszne decyzje i wszyscy jechali do domów.

Po wejściu do rządu Schetyna ma mniej czasu dla dolnośląskiej PO. Deleguje do kierowania nią Protasiewicza. Ale partii pilnuje też Charłampowicz. - Był jego okiem i uchem - opowiada działacz Platformy.

W nagrodę Charłampowicz w 2011 r. dostał dobre miejsce na liście wyborczej i został posłem.

Przyboczni Schetyny

Charłampowicz stał u boku Schetyny jeszcze w czasach Unii Wolności, jako jego asystent w biurze poselskim. - Z tamtego czasu zapamiętano Jarka - i to na długo - z jednej akcji. Frasyniuk, który wtedy już ścierał się ze Schetyną, przyłapał Charłampowicza na podsłuchiwaniu pod drzwiami swojego gabinetu w siedzibie wrocławskiej UW - opowiada ówczesny działacz partii.

Po ostatnim zjeździe PO w Karpaczu wielu delegatów w kuluarach mówiło, że przegrana Schetyny to w części "zasługa" Charłampowicza, zwanego w partii "małym Grześkiem". - Bo on jest dużo gorszą wersją Grzegorza. Przejął od niego wojskowy styl, urządzał działaczom połajanki, musztrował ich. A jedynym jego atutem było to, że w każdej sytuacji mógł powołać się na wolę Schetyny. Tym wymuszał posłuszeństwo. Tak właśnie przez lata działała dolnośląska PO - mówi poseł PO.

Skok na KGHM

Po wyborczym zwycięstwie w 2007 r. osoby kojarzone ze Schetyną dostają posady w KGHM i zależnych od kombinatu spółkach. Arkadiusz Gierałt, były szef PO w powiecie lubińskim, bliski współpracownik Schetyny, został dyrektorem generalnym departamentu inwestycji i rozwoju w biurze zarządu Polskiej Miedzi. Bez konkursu. Zasiadał też w czterech radach nadzorczych spółek należących do KGHM.

W spółce Ecoren posadę dostała po wyborach żona posła Wojnarowskiego. Stanowisko dostaje też b. senator Platformy Tadeusz Maćkała i całe grono lokalnych działaczy.

Dziesięciu delegatów na zjazd wyborczy dolnośląskiej PO z powiatu lubińskiego to działacze partyjni zatrudnieni w KGHM i jego spółkach.

W radzie nadzorczej jednej z nich pracowała także żona eurodeputowanego Piotra Borysa (w spółkach kombinatu zatrudnieni są także jego wuj i kuzyn). Borys to po Charłampowiczu drugi przyboczny Schetyny w dolnośląskiej PO. Obaj mieli stać za wyciekiem do mediów nagrań uderzających w Protasiewicza. Borys złożył nawet w legnickiej prokuraturze doniesienie na Wojnarowskiego.

Andrzej Łoś, kiedyś prominent w PO: - Nie wiem, czy to bardziej śmieszne, czy straszne, ale pierwszymi strażnikami partyjnej moralności stają się ludzie, którzy niekoniecznie mają czyste sumienia.

Eurodeputowany Borys, jeszcze jako wicemarszałek województwa, nadzorował podział unijnych dotacji. Dofinansowanie w tym czasie dostało stowarzyszenie, którego skarbnikiem była jego żona. Gdy sprawa wyszła na jaw, przekazanie pieniędzy wstrzymano.

Tusk stawia na Protasiewicza

26 października, Karpacz, hotel Skalny, zjazd wyborczy dolnośląskiej Platformy. Ludzie Schetyny, pewni siebie, przechadzają się po korytarzach. Mówią dziennikarzom, że Protasiewicz nie ma szans.

Poseł z grupy Schetyny: - Dzień przed zjazdem szefowie powiatów niemal klękali przed Grzegorzem i deklarowali mu lojalność. Wygraną mamy jak w banku.

Kilka godzin później w szeregach Schetyny panuje już dezorientacja. Pierwsze głosowanie (jednym głosem) wygrywa Protasiewicz. Potrzebna jest dogrywka. Schetyna chodzi po sali, prosi delegatów o głos, poklepuje po ramionach: - Zastanówcie się jeszcze, będzie dobrze.
- Zaczął mu się palić pod nogami grunt - mówi uczestnik zjazdu. Najbliżsi współpracownicy Schetyny nie mają już złudzeń, że głosowanie jest przegrane. - Delegaci po pierwszym wyniku zobaczyli, że Grzegorz nie jest wieczny, uwierzyli, że Jacek może wygrać - ocenia poseł PO.

Ludzie Schetyny rozpoczynają typowanie "zdrajców", szefów powiatów, którzy mieli przejść na stronę Protasiewicza. Słychać pierwsze plotki o kupowaniu głosów i o "bombie", która wkrótce wybuchnie.

Protasiewicz wygrywa ze Schetyną 205 do 194. Pomogło mu wsparcie udzielone przez Tuska. Wedle niektórych relacji premier wręcz wymusił na Protasiewiczu start przeciwko Schetynie.

Kilka tygodni przed zjazdem na konferencji prasowej Tusk mówi o tym, że Platforma powinna szukać współpracy z popularnymi lokalnie bezpartyjnymi samorządowcami. Wymienia przy tym prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza. Dodaje jeszcze: "Wiem, że to jest dla Grzegorza Schetyny bolesne, bo jest pokłócony z prezydentem Dutkiewiczem. Uważam, że to szkoda".

Z pomysłem powrotu do współpracy z Dutkiewiczem wystąpił Protasiewicz, który przekonywał, by stworzyć wspólny front przeciwko PiS. Ale dla wielu działaczy słowa premiera były jasnym sygnałem, na kogo stawia w rywalizacji o Dolny Śląsk. Zaczęli obstawiać Protasiewicza niekoniecznie z obawy przed powrotem PiS do władzy.

- Kalkulowali, co się bardziej opłaca, kto będzie decydował np. o miejscach na listach wyborczych. Mieli też dosyć tego pruskiego drylu - mówi poseł Platformy.

Co zrobi Schetyna?

Nazajutrz po zjeździe media ujawniają nagranie rozmowy Wojnarowskiego z delegatem z Lubina. Poseł deklaruje, że za głos na Protasiewicza może pomóc w znalezieniu pracy w jakiejś spółce KGHM.

Przewodzący dolnośląskiemu zjazdowi Jakub Szulc składa wniosek o powtórzenie wyborów. Nie zgadza się na to zarząd krajowy partii. A podczas jego obrad Tomasz Lenz wypomina Schetynie, że to właśnie w dowodzonym przez niego regionie dochodzi w ostatnich latach do poważnych afer. Wymienia m.in. sprawę posłanki Beaty Sawickiej, aferę hazardową - a to przez nią Schetyna musiał w 2009 r. odejść z rządu i zaczęły się psuć jego relacje z Tuskiem - i sprawę kupowania głosów w wyborach prezydenta Wałbrzycha.

Najbliżsi współpracownicy Schetyny - Borys i Charłampowicz - o sytuacji w partii nie chcą rozmawiać.

Na rozmowę zgadza się Józef Pinior. Nie jest członkiem PO, choć w wyborach zdobył mandat senatora z jej list. O przegranej Schetyny: - To rezultat wielomiesięcznego polowania na Schetynę. Delegaci zdawali sobie sprawę z tego, że ci, którzy są za Schetyną, występują przeciwko Tuskowi. Schetyna zrobił poważny błąd, że nie wystartował w wyborach przewodniczącego przeciwko Tuskowi. Powinien to zrobić. Ale mylą się ci, którzy twierdzą, że to jego koniec. Pogłoski o jego politycznej śmierci są zdecydowanie przedwczesne - podkreśla.

Huskowski: - W dolnośląskiej PO zakończyła się pewna epoka. Czy Protasiewiczowi uda się ją skleić? Wiele zależy od tego, czy Grzegorz pogodzi się z porażką.

Jacek Harłukowicz, Wojciech Szymański, Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy: