Wiceszef mokotowskiej PO Paweł Dulski oddał się do dyspozycji władz partii, SLD żąda zwołania nadzwyczajnych obrad rady dzielnicy - to reakcja na nasz tekst, w którym opisaliśmy metody stosowane przez grupę działaczy partii Tuska
- Po przeczytaniu artykułu w "Gazecie Stołecznej" prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz zatelefonowała do Małgorzaty Kidawy-Błońskiej [szefowa warszawskiej PO] prosząc, by wobec bohaterów tekstu nie stosować taryfy ulgowej - mówi wysoki rangą urzędnik ratusza.
Chodzi o trzech Pawłów: Dulskiego, Sykulskiego i Kosińskiego. Pracują jako asystenci posła Platformy Tadeusza Rossa, są działaczami mokotowskiej PO (Dulski jest jej wiceszefem).
Cała trójka próbowała wyrzucić z mieszkania Andrzeja Starczewskiego. Starczewski mówi, że działacze PO kazali mu się wynosić. Gdy nie posłuchał, wyrzucili go na bruk. Aby mieć dach nad głową, musiał dochodzić swoich praw w sądzie.
- Niech on wypier... przez weekend. Trzeba postawić mu nad głową kata i niech ten kat go katuje - tak z kolei Paweł Dulski radził jubilerowi, który chciał zerwać umowę podnajmu miejskiego lokalu z Karolem El Kashifem, pół-Egipcjaninem, od siedmiu lat prowadzącym u zbiegu Puławskiej i Rakowieckiej aptekę. El Kashif został wyrzucony siłą.
Małgorzata Kidawa-Błońska zażądała wczoraj wyjaśnień od Dulskiego. Dziś ma zdecydować o jego dalszych losach w PO. Mokotowskie SLD zażądało zwołania nadzwyczajnej sesji rady dzielnicy. Mają wziąć w niej udział Starczewski i El Kashif. - Jeśli zarząd Mokotowa nie wytłumaczy nam, dlaczego w sporze o aptekę wziął rację tylko jednej ze stron [Zgirskiego], złożymy wniosek o odwołanie burmistrza i jego zastępców - mówią w SLD.
Gazeta Stołeczna
Jan Fusiecki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz