2012/04/10

Konkursy to fikcja? Jak praca w administracji, to tylko dla samych swoich

Warunki konkursów na urzędnicze stanowiska są ustalane pod konkretne osoby, a dokumenty weryfikowane nierzetelnie - tak zatrudniani są pracownicy administracji publicznej. Problem widać na każdym szczeblu. Nie pomagają ani kolejne kontrole NIK, ani dziennikarskie publikacje.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych szuka osoby, która za kwotę od 4 870 zł do 5 240 zł miesięcznie i dodatek za staż pracy, na etat poprowadzi portal poland.gov.pl. Wymagania? Roczne doświadczenie w PR lub prowadzeniu portalu internetowego, znajomość cms, umiejętność montażu materiałów wideo, znajomość języka angielskiego na poziomie C1. 

W ministerstwie i województwie

Do konkursu stanęła nasza czytelniczka - redaktorka z kilkuletnim doświadczeniem w mediach drukowanych i elektronicznych, spełniająca wszystkie postawione warunki bazowe i dodatkowe. Wkrótce po tym, jak wysłała do MSZ plik dokumentów, dostała e-mail, w którym poinformowano ją, że aplikacja została odrzucona. Urzędniczka odpowiedzialna za rekrutację w wyjaśnieniu podała jednak stanowisko inne niż to, na które aplikowała nasza czytelniczka. Co więcej, termin nadsyłania zgłoszeń w chwili, gdy dostała ona odmowę, jeszcze nie minął. 
Jak twierdzi w liście do redakcji naTemat, nasza czytelniczka ma w MSZ znajomych, którzy poinformowali ją, że pracę przy portalu dostanie "kobieta w wieku 24 lat, której jedynym doświadczeniem zawodowym jest praca w MSZ podczas polskiej prezydencji w UE". Tą wiedzą podzieliła się z odpowiedzialną za rekrutację urzędniczką. Po krótkiej wymianie e-maili okazało się nagle, że aplikacja naszej czytelniczki nie trafiła tam gdzie powinna z powodu złego numeru na kopercie. Urzędniczka zaprosiła ją do dalszego postępowania konkursowego. Rekrutacja trwa. 
Podobny przykład opisała w liście do redakcji inna osoba, starająca się o stanowisko w wojewódzkiej instytucji kultury. Przeszła pomyślnie dwa etapy konkursowego postępowania, osiągając wyniki najwyższe ze wszystkich kandydatów. W ostatnim etapie w konkursie znalazła się osoba, której nie było w czasie poprzednich. Odpowiedziała na specjalistyczne pytania i dostała etat na stanowisku. 

Rozmowy ustawiane


Rekrutacja na stanowiska w administracji publicznej budzi kontrowersje nie od dziś. Najwyższa Izba Kontroli już w 2008 roku uznała, że co czwarty konkurs, który organizował warszawski Urząd Miasta był przeprowadzony niezgodnie z przepisami. Rzecznik prezydenta musiał na przykład doskonale znać francuski i mieć dyplom nauk politycznych, a osoba odpowiedzialna za koordynowanie kontaktów prezydenta musiała mieć wykształcenie prawnicze, dwa lata stażu pracy oraz pół roku doświadczenia w administracji. Pierwsze wymagania spełniał co do joty Tomasz Andryszczyk, który asystował Hannie Gronkiewicz-Waltz w kampanii, na drugie stanowisko idealnie nadawał się wicedyrektor gabinetu prezydent Jarosław Jóźwiak.

Nie lepiej było podczas kolejnych kontroli NIK. Prowadzone w 2010 roku wykazały np. że w Starostwie Powiatowym w Ostródzie w Wydziale Oświaty, Kultury i Sportu zatrudniono osobę bez doświadczenia zawodowego w tym zakresie. W postępowaniu odpadł kandydat, który spełniał te wymogi. Wicestarosta Ostródy tłumaczył kontrolerom NIK, że nowo zatrudniona urzędniczka dostała pracę, bo "wykazywała aktywność na innych polach". 


W naborze na jedno z kierowniczych stanowisk urzędniczych w Starostwie Powiatowym w Prudniku nie wyłoniono zwycięzcy, choć uczestniczyły w nim aż trzy osoby, które spełniały wymogi formalne. "W tym samym dniu powierzono pełnienie obowiązków na tym stanowisku osobie, która nie brała udziału w naborze, uzasadniając to faktem częstego stosowania takiego rozwiązania przez władze poprzedniej kadencji” - napisali w raporcie kontrolerzy NIK.
"Trzy czwarte samorządów źle przeprowadza nabory urzędników. Ustalenia Najwyższej Izby Kontroli wskazują, że większość robi to celowo – świadomie majstruje przy procedurach konkursowych i manipuluje wynikami – tak, by stanowiska dostawali sami swoi”.

Prawo nie pomoże


Zdaniem profesora Jerzego Regulskiego, społecznego doradcy Prezydenta RP ds. samorządu, trudno byłoby skonstruować przepisy tak, by wykluczyć przypadki zatrudniania w urzędach znajomych. - Ludzka pomysłowość jest zawsze bardzo duża, pewnych spraw po prostu nie da się uregulować - uważa profesor.


Co zatem zrobić, by stanowiska w urzędach obsadzano fachowcami, a nie znajomymi? Zdaniem prof. Regulskiego najważniejsza jest jawność i publikowanie wyników postępowań. - Ponadto urzędników należy oceniać już po efektach pracy, a jeśli są one nieodpowiednie, społeczeństwo powinno mówić o tym głośno. 
źródło: natemat.pl



1 komentarz:

Marta Wiśniewska pisze...

Nie każdy z nas musi pracować w administracji i ja osobiście nawet bym nie bardzo chciała. Całkowicie jestem zadowolona z pracy w https://www.carework.pl i jako opiekunka nad osobami starszymi spełniam się znakomicie. Nie dość, że mogłam zwiedzić kraje zachodu to jeszcze zarobić. Dla mnie jest to idealne połączenie.