- Zrobię wszystko, aby nie zawieść burmistrza - mówi Łukasz Lanc, młody działacz PO awansowany na stanowisko szefa biura rady w urzędzie Pragi-Południe. Dostał je od partyjnego przełożonego i zarazem kolegi swojej matki z sejmiku Mazowsza
- Latami pracujemy w urzędzie na szeregowych stanowiskach, a tu nagle pojawia się młody chłopak i od razu zostaje naczelnikiem. I to bez konkursu. Ma jednak jeden niepowtarzalny atut, którego nam, szaraczkom, brakuje: to syn koleżanki partyjnej naszego burmistrza - denerwuje się jeden z urzędników urzędu na Pradze-Południe.
Burmistrz Pragi-Południe Tomasz Kucharski (PO) to zarazem radny sejmiku Mazowsza i szef dzielnicowego koła Platformy. Do tej organizacji należy Łukasz Lanc. Tomasz Kucharski jest więc jego partyjnym przełożonym.
Obaj panowie znają się też dzięki matce Łukasza Elżbiecie Lanc (PO), radnej Mazowsza, która karierę polityczną zaczynała w PSL. Na początku dekady była wicewojewodą z rekomendacji ludowców. W 2007 r. walczyła w wyborach pod sztandarami PiS, aby ostatecznie wylądować w partii Tuska.
Dwa lata temu ujawniliśmy, że dzięki partyjnemu wsparciu Elżbieta Lanc dostała posadę wiceprezesa w spółce miejskiej Przedsiębiorstwo Gospodarki Maszynami Budownictwa "Warszawa". - Szukałam pracy, zapisałam się do klubu PO [w sejmiku Mazowsza] i udało się - mówiła wtedy "Gazecie". - Z wykształcenia jestem wprawdzie polonistką, a budownictwo to ścisła branża, ale zdawałam maturę według starych zasad. Egzamin z matematyki był naprawdę na wysokim poziomie.
W przeciwieństwie do mamy Łukasz Lanc, zapisując się przed dwoma laty do Platformy, reklamował się jako działacz ideowy. - To, że PO jest przy władzy, miało jakieś znaczenie, ale trzeciorzędne - mówił "Gazecie" w wywiadzie sprzed roku. I dodał - Nie kierowałem się osobistymi korzyściami. Mam pracę i nie potrzebuję żadnego poręczenia.
- Przecież on wszystko zawdzięcza partii lub wpływowej mamie - mówią w urzędzie Pragi-Południe.
Pomocna dłoń burmistrza
Karierę urzędnika Łukasz Lanc zaczął na początku ub. dekady w urzędzie marszałkowskim, czyli w instytucji kontrolowanej przez sejmik, w którym jego mama była wpływową radną. Potem dostał etat w zależnej od marszałka i sejmiku Mazowieckiej Jednostce Wdrażania Programów Unijnych (MJWPU).
Ta instytucja zajmuje się dzieleniem unijnych dotacji. Jak wielokrotnie pisaliśmy, bez sukcesów, bo Mazowsze przez lata było na końcu krajowych statystyk. Eksperci nie mieli wątpliwości: zawinił sposób rekrutacji, którą oparto na kluczu partyjnym i etaty obsadzono działaczami PO lub PSL. W ostatnich wyborach samorządowych walczył o mandat radnego dzielnicy z listy Platformy. Jego matka była na liście kandydatów do sejmiku. Łukaszowi się nie udało, matka wywalczyła reelekcję.
Łukasz Lanc był najwyraźniej znużony pracą w MJWPU, rozpoczął poszukiwania nowego etatu. - Szukałem nowych wyzwań, wypaliłem się zawodowo w poprzednim miejscu pracy - mówi Lanc.
Tak się złożyło, że od kilku lat mieszka na Pradze-Południe. Jak przekonuje, zupełnie przypadkiem, pomocną dłoń wyciągnął do niego burmistrz Kucharski. Zatrudnił go w wydziale oświaty, aby ekspresowo mianować naczelnikiem biura rady z pensją 5 tys. zł.
Łukasz Lanc dorabia też w radach nadzorczych spółek miejskich lub państwowych. W przeszłości zasiadał w radzie nadzorczej kontrolowanego przez urząd wojewódzki przedsiębiorstwa Holdbud. Dziś przyznaje, że dorabia "w radzie innej spółki, tym razem gminnej", ale jej nazwy ujawnić nie chce.
- Dlaczego nie zorganizował pan konkursu na stanowisko naczelnika biura rady? - pytamy Kucharskiego. - Jeśli pracownik przechodzi z jednego wydziału do innego, prawo mnie do tego nie zobowiązuje - odpowiada. - Pan Łukasz ma świetne referencje z poprzednich miejsc pracy - dodaje.
Gazeta Stołeczna, Jan Fusiecki, DOminika Olszewska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz