2013/10/31

Politycy Platformy Obywatelskiej obsiedli spółki KGHM

Lubiński kombinat i należące do niego spółki od lat stanowią polityczny łup każdej kolejnej ekipy rządowej. Dobrze płatnymi posadami swoich ludzi nagradzali tam politycy wszystkich rządzących partii ostatnich kilkunastu lat: od AWS, przez SLD i PiS. Platforma Obywatelska obiecywała, że będzie inaczej. Na obietnicach się skończyło
O ile w zarządzie miedziowego giganta polityków nie ma, to już w należących do Kombinatu spółkach aż się od nich roi. Tylko w ich zarządach i radach nadzorczych znaleźliśmy ich kilkunastu. W radzie nadzorczej Miedziowego Centrum Zdrowia aż dwóch z czterech jej członków związanych jest z PO: Anna Wróbel z listy tej partii startowała w 2011 r. do Sejmu. Zaś Dariusz Dębicki to obecny członek zarządu partii w Lubinie. Dodatkowo prezesem MCZ jest Edward Schmidt, mąż członkini zarządu powiatowej Platformy w Lubinie i byłej wicestarościny z nadania tej partii powiatu lubińskiego.

Na posady mogli liczyć zaufani Grzegorza Schetyny. Przewodniczący dolnośląskiego sejmiku i do niedawna wiceszef partii w województwie Jerzy Pokój zasiada w radzie nadzorczej spółki Interferie.
Arkadiusz Gierałt, były szef PO w Lubinie, jest członkiem rady nadzorczej w KGHM Letia. Wcześniej, w latach 2008-2012, zasiadał też w radzie nadzorczej KGHM TFI. W Letii dorabiają jeszcze wiceszef PO w Szklarskiej Porębie Rafał Mazur (ma jeszcze posadę w RN należącego do KGHM WPEC w Legnicy) i Małgorzata Jawor, członkini PO z Lubina.

Wiceprzewodniczący zarządu lubińskiej PO Bernard Langner zasiada w radzie TUW Cuprum. W RN Zagłębia Lubin jest radny PO z Głogowa Jarosław Dudkowiak, a w radzie Centrum Badań Jakości Urszula Słowikowska.

Kilka lat temu w spółkach związanych z KGHM dorabiała również małżonka eurodeputowanego, związanego ze Schetyną, Piotra Borysa. Po tym, jak sprawę nagłośniła lokalna "Gazeta", odeszła ona jednak ze spółki Mercus-Serwis.

Po publikacjach "Gazety" radę nadzorczą Walcowni Metali "Łabędy" opuścił Marek Wojnarowski, obecny szef PO w Lubinie. Jak tłumaczył, zrobił to, by "uniknąć agresji mediów".

W KGHM Ecoren, na stanowisku dyrektora departamentu, zatrudniona była jeszcze żona posła Norberta Wojnarowskiego (pasierba Marka). Złożyła wymówienie.

Gazeta.pl, Wrocław, Jacek Harłukowicz

2013/10/30

Wiśniewski: Chcą mnie wyciąć, bo mogę zagrozić Jarmuziewiczowi

- Gdybym był nieudolny i nic nie robił, to pewnie miałbym święty spokój. Tymczasem w dziedzinach, którymi zajmuję się w ratuszu, dzieje się dużo dobrego. I dlatego próbuje się mnie teraz zdyskredytować - mówi Arkadiusz Wiśniewski, wiceprezydent Opola. Dzisiaj został odwołany ze stanowiska

Oficjalnie powodem kłopotów Wiśniewskiego jest podjęta przez niego próba doprowadzenia do rozłamu w klubie PO w opolskiej radzie miasta i "przeciągnięcia" części radnych do innego klubu. Tadeusz Jarmuziewicz nie chciał ujawnić, o jaki klub chodzi, jednak nieoficjalnie mówi się o koalicyjnym klubie Razem dla Opola. Jego przedstawiciele nie chcą tego komentować, tłumacząc, że jest to wewnętrzna sprawa Platformy.

Wnioskiem o wykluczenie Wiśniewskiego z partii zajmie się teraz sąd koleżeński. Nie czekając na jego werdykt, ratusz poinformował właśnie, że Wiśniewski przestał być wiceprezydentem.

Piotr Guzik: Próbował pan przeciągać radnych Platformy do klubu Razem dla Opola?

Arkadiusz Wiśniewski: To zarzut poważny, ale bezpodstawny i nieprawdziwy. Myślę, że wysnuto go na podstawie mojej kuluarowej rozmowy z pewnymi osobami, podczas której marnie oceniłem szanse na sukces Platformy w sytuacji, gdy jej kandydatem na prezydenta będzie Tadeusz Jarmuziewicz.

Z panem jako kandydatem na prezydenta byłyby lepsze?

- Tego nie mówię, choć nie ukrywam, że też brałem pod uwagę walkę o to stanowisko. I podejrzewam, że właśnie dlatego chce się mnie zdyskredytować i wydalić z ratusza oraz z szeregów Platformy.

Gdybym był nieudolny i nic nie robił, to pewnie miałbym święty spokój. Tymczasem w dziedzinach, którymi zajmuję się w ratuszu, dzieje się dużo dobrego. Udało się ściągnąć sporo inwestorów do naszej strefy ekonomicznej, wkrótce będziemy przyznawali stypendia zdolnym studentom, powstają nowe drogi. Sporo z tych rzeczy będzie gotowe wiosną przyszłego roku. Myślę, że chodzi o to, by wstawić w moje miejsce osobę, która będzie mogła za to spić całą śmietankę, a która jednocześnie nie wzmocni się na tyle, by utrudnić start w wyborach prezydenckich szefowi miejskich struktur PO.

Myślę też, że próbuje się wykorzystać zamieszanie w urzędzie marszałkowskim, by przy okazji, po cichu, się mnie pozbyć.

Konflikt w Platformie na pewno jest na rękę opozycji.

- Konkurencja już zaciera ręce. Bo pokazujemy, że nie jesteśmy monolitem, że toczą nas wewnętrzne gierki. Na pewno nic dobrego z tego nie wyniknie.

Uważa pan, że wydalenie pana z Platformy jest już przesądzone?

- Wierzę, że sąd podejdzie do sprawy merytorycznie i potwierdzi to, że zarzuty sformułowane pod moim adresem są przesadzone. Na pewno będę walczył o swoje dobre imię. Na pewno nie będę niczego na siłę utrudniał w postępowaniu, ale w przypadku niekorzystnego dla mnie rozstrzygnięcia w regionie będę się odwoływał do instancji krajowej.

Myślał już pan nad tym, co będzie robił w sytuacji, gdy jednak będzie pan wydalony z PO?

- Nie myślałem, bo nie zakładam tego scenariusza. Dlatego nie myślę o starcie w wyborach pod własnym szyldem bądź nad zasileniem innego klubu.
Gazeta.pl, Gazeta Wyborcza Opole

Stronnik Schetyny o sytuacji w PO: "Wypalać gorącym żelazem"

- Stała się trudna i zła rzecz - tak sprawę "taśm Protasiewicza" komentuje Piotr Borys, szef struktur PO w Lubinie. To właśnie do niego z nagraniami zgłosił się Edward Klimka, któremu Norbert Wojnarowski miał za głos na Protasiewicza proponować pracę. W środę w legnickiej prokuraturze Borys złożył zawiadomienie o możliwości kupowania głosów przez stronników Protasiewicza.
- Składam doniesienie, bo to mój obowiązek jako szefa lubińskiej PO i europarlamentarzysty - tłumaczy Borys, który w środę zjawił się w legnickiej prokuraturze z informacją o tym, że mogło dojść do kupowania głosów przez stronników Jacka Protasiewicza.
Jego zdaniem to, że Grzegorz Schetyna w pierwszym głosowaniu przegrał tylko jednym głosem, jest podejrzane. - Musiał funkcjonować system, którego celem było odsunięcie Grzegorza Schetyny od kierowania Dolnym Śląskiem - uważa Borys. - Stała się trudna i zła rzecz. Uważam, że takie sytuacje trzeba wypalać gorącym żelazem - kończy.

Prokuratura sprawą zajmie się jednak też z własnej inicjatywy. Wszczęła już postępowanie sprawdzające w sprawie taśm, a w ciągu miesiąca śledczy mają zdecydować, czy wszcząć też postępowanie w sprawie płatnej protekcji.

"Taśmy Protasiewicza"
Chodzi o tzw. "taśmy Protasiewicza", czyli nagranie które w poniedziałek obiegło media. W rozmowie między Edwardem Klimką, delegatem na zjazd dolnośląskiej PO z Lubina, a posłem Norbertem Wojnarowskim słychać, jak stronnik Protasiewicza obiecuje radnemu załatwienie stanowiska w KGHM. W zamian chce oddania głosu na Protasiewicza, który o funkcję szefa dolnośląskiego regionu Platformy rywalizował z Grzegorzem Schetyną.
Wybory wygrał Jacek Protasiewicz, co dla stronników Grzegorza Schetyny było sporym zaskoczeniem.
Mieli podejrzenia

Klimka: Proponowano mi pracę, z sugestią odpowiedniego głosowania
- Po godzinie od... czytaj dalej »
Jak tłumaczy, przed wyborami działacze zastanawiali się, czy stronnicy Protasiewicza nie próbują przypadkiem w wpływać na delegatów, przekonując ich do głosowania na swojego kandydata nie argumentami, a korzystnymi propozycjami.
Borys spotkał się z działaczami PO z Lubina na tydzień przed wyborami. Razem mieli ustalić, że podczas głosowania poprą Schetynę.

- Wówczas zdecydowaliśmy także o tym, by informować się o próbach nacisku, wywierania wpływu i przekonywania delegatów - tak Borys tłumaczy, skąd w ogóle wzięło się nagranie i pomysł na rozmowy przy dyktafonie. - Po zjeździe przyszedł pan Edward Klimka i pokazał nagranie, które nami wstrząsnęło - dodaje.

Zniesmaczenie i zawiadomienie
Przyznał, że jest zniesmaczony całą sytuacją.
"Schetyna sobie poradzi". Lokalni politycy komentują wybory w dolnośląskiej Platformie
- Zgoda dobrze... czytaj dalej »
- Jeżeli ludzie potrafią tak działać w PO, to jaka jest przyszłość tej partii? Jeśli w stosunku do siebie jesteśmy nieszczerzy, to jak mamy przekonywać Polaków do naszego programu, do tego co robimy? - zastanawiał się.
Kupowane głosy?
W sobotę Jacek Protasiewicz wygrał z Grzegorzem Schetyną (dotychczasowym szefem dolnośląskich struktur PO) 11 głosami rywalizację o fotel szefa dolnośląskiej PO. Wybory rozstrzygnęło dopiero drugie głosowanie - w pierwszym ani Schetyna, ani Protasiewicz nie otrzymali wymaganej liczby głosów.

W zamieszczonym w internecie tekście "Dolnośląskie taśmy prawdy. Praca za głos na zjeździe" "Newsweek" podał, że dotarł do nagrania, na którym słychać, jak poseł Wojnarowski, stronnik Protasiewicza, obiecuje delegatowi Edwardowi Klimce załatwienie stanowiska w KGHM. W zamian chce jednak oddania głosu na Protasiewicza podczas wyborów szefa partii.

Jacek Protasiewicz komentując doniesienia "Newsweeka" powiedział, że nie upoważniał nikogo, w tym posła Norberta Wojnarowskiego, do składania jakichkolwiek ofert w jego imieniu.
TVN24

Schetyna o taśmach: Słowo honoru, że nie ja za tym stoję. Jestem ofiarą tej sytuacji

- Ja jestem ofiarą tej sytuacji, bo jeżeli prawdą jest, że jakieś głosy zostały przeniesione, to ja na tym straciłem - przekonywał w "Kropce nad i" Grzegorz Schetyna, komentując sprawę domniemanej korupcji politycznej w swojej partii. Jak dodał, Jacek Protasiewicz, z którym przegrał rywalizację o fotel szefa PO na Dolnym Śląsku, zachowywał się uczciwie. - Nie mogę powiedzieć złego słowa o Protasiewiczu - powiedział Grzegorz Schetyna.


Schetyna zaprzeczył, by nie mógł się pogodzić ze swoją porażką w dolnośląskich wyborach. - Przyjąłem werdykt wyborczy, ale trzeba wyjaśnić jego kontekst, to wyzwanie dla Platformy - zaznaczył.
"Słowo honoru, że nie ja za tym stoję"
Odnosząc się do afery taśmowej, podkreślał, że "żaden z jego kolegów niczego nie dokumentował". - To jest rzecz, którą trzeba wyjaśnić od początku do końca. Sprawa propozycji, kontekstu, nagrywania - mówił.

- Daję słowo honoru, że nie ja za tym stoję. Proszę to przyjąć za świętą deklarację z mojej strony - zapewniał i dodał: - Ja jestem ofiarą tej sytuacji, bo jeżeli prawdą jest, że jakieś głosy zostały przeniesione, to ja na tym straciłem.

Dolnośląska Platforma do rozwiązania? Ruszył zarząd partii
O godz. 17 w... czytaj dalej »
Schetyna stwierdził także, że nie jest "politykiem, który przegrał wybory i nie wie co z tym zrobić".
- Jestem patriotą PO, zrobię wszystko, żeby wyszła z tego impasu - podkreślił i ponownie zapewnił, że zrobi wszystko, "żeby sprawę wyjaśnić i oczyścić."

Wybory do powtórki?
Jak powiedział, w związku z tym, że pojawiły się informacje, "które mogłyby wskazywać na naciski na delegatów, kontekst wyborów nie jest jednoznaczny." - Ten kontekst nie jest zły dla mnie czy Protasiewicza, ale dla Platformy – ocenił wiceprzewodniczący PO.

Polityk mówił także, że ew. powtórzenie wyborów na Dolnym Śląsku to kolegialna decyzja zarząd.

- Ja przyjmę każdy wariant - powiedział Schetyna.

"Nie ma zagrożenia dla większości"

Szulc złożył wniosek o unieważnienie wyborów w PO: "Jesteśmy na granicy prawa"
- Gdy komuś... czytaj dalej »
Na pytanie, czy posłowie, którzy mogli dopuścić się politycznej korupcji, powinni być zawieszeni, Schetyna odpowiedział, że decyzje zostaną podjęte właśnie na zarządzie krajowym. - Ważne, abyśmy zamknęli tę sprawę dzisiaj - dodał. Jak tłumaczył, zawieszenie oznacza pozbawienie polityków praw, ale " pozostaną obowiązki".
- Nawet jeśli zostaną zawieszeni, to są zobowiązani do głosowania tak, jak mówi dyscyplina grupowa. Nie ma zagrożenia większości parlamentarnej  - przekonywał i dodał: - Nie uważam, żeby było zagrożenie wcześniejszymi wyborami. Nie widzę tego problemu jako państwowego.

"Jak coś szkodzi Platformie, to szkodzi też mnie"
Gość "Kropki nad i" kategorycznie odpierał zarzuty, że to on chce zaszkodzić swojej partii. Stefan Niesiołowski zarzucił mu, że jest jak "duży Gowin". - Ktoś, kto tak mówi, mnie nie zna - zapewnił Schetyna. - Nie może być dobrym dla mnie coś, co jest złem dla PO. Jak coś szkodzi Platformie, to szkodzi też mnie - mówił.

Polityk zapewniał, że jego partia,"robi dzisiaj wszystko, żeby wyjść z tego kryzysu, żeby pokazać, że Platforma Obywatelska jest w stanie skutecznie zwalczyć ten problem." - Reagujemy natychmiast. Dlatego też prokuratura z urzędu podejmuje sprawę. Żadna z innych partii nie reagowała tak otwarcie i błyskawicznie żeby tę sprawę przeciąć. Jesteśmy w stanie nazwać grzech grzechem, błąd błędem - przekonywał.
TVN24