2013/01/23

Prezydium Sejmu przyznało sobie 245 tys. zł premii. "To również zakład pracy"


Marszałek Sejmu Ewa Kopacz i wicemarszałkowie przyznali sobie 245 tysięcy złotych premii za ubiegły rok. - To miejsce (Sejm - red.) nie jest tylko i wyłącznie miejscem, w którym tworzy się prawo. (...) Jest to również zakład pracy - komentuje marszałek Sejmu Ewa Kopacz.

Jak poinformował "Super Express", największą nagrodę dała sobie sama Kopacz - 45 tys. zł. Otrzymała ją dzięki decyzji wicemarszałków.
Z kolei marszałek Sejmu przyznała swoim zastępcom - Cezarowi Grabarczykowi z PO, Markowi Kuchcińskiemu z PiS, Eugeniuszowi Grzeszczakowi z PSL, Jerzemu Wenderlichowi z SLD oraz Wandzie Nowickiej z Ruchu Palikota - po 40 tys. zł.
Kancelaria Sejmu przekazała gazecie, że członkowie prezydium Sejmu otrzymali nagrody bez żadnego pisemnego uzasadnienia.

Kopacz: mam obowiązek oceniać swoich pracowników

Kopacz w środę podczas briefingu na pytanie, czy w obecnej trudnej sytuacji finansowej, gdy do obywateli apeluje się o oszczędzanie, przyznanie tego rodzaju premii jest etyczne, odparła: - Odpowiem na to pytanie jednocześnie przedstawiając to miejsce. Bo to miejsce (Sejm - red.) nie jest tylko i wyłącznie miejscem, w którym tworzy się prawo. Rzeczywiście tak jest - to jest przede wszystkim miejsce, w którym tworzy się prawo, ale jest to również zakład pracy. Zarządzający tym zakładem pracy, a takim kierownikiem jest Marszałek Sejmu, ma prawo, a wręcz obowiązek oceniać pracę swoich pracowników i doceniać tych, którzy pracują dobrze i karać tych, którzy pracują gorzej.
Po czym dodała: - Będzie zakaz tego rodzaju czynności przez zarządzającego (...) to rzeczywiście będziemy mogli zadawać pytanie w kategoriach, czy jest to słuszne czy niesłuszne.

Etyczne nagrody?

Kopacz podkreśliła, że "wypełniła tylko zgodnie z obowiązującym prawem swoją rolę, którą Sejm jej polecił". Jak powiedziała, pracę swoich wicemarszałków "oceniła wysoko".
- Proszę mi wierzyć, nie jestem jedynym marszałkiem, bo poprzedni marszałkowie i to każdego ugrupowania, mieli to prawo, skorzystali z tego prawa i oceniali swoich wicemarszałków - dodała.
Marszałek dopytywana ostatecznie nie chciała odpowiedzieć czy tego rodzaju premie są etyczne. Pozostawiła to do decyzji i oceny dziennikarzy.


Kim jest MARCIN ROSÓŁ, jeden z bohaterów afery hazardowej?

Marcin Rosół, były współpracownik liderów Platformy Obywatelskiej i jeden z bohaterów afery hazardowej, od niedawna stoi na czele firmy New Business Development. Jednym z udziałowców jest prezes Elektrimu Wojciech Piskorz.

Marcin Rosół ma 33 lata. W przeszłości był asystentem ministra sportu Mirosława Drzewieckiego i współpracował z byłym wicepremierm Grzegorzem Schetyną. Polityczną karierę zaczynał w 2002 r. w Młodych Demokratach. Później pracował dla klubu Platformy Obywatelskiej i dla samej partii. Pomagał przy wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2004 , a w czasie wyborów do Sejmu i Senatu w 2005 był pełnomocnikiem finansowym komitetu wyborczego.
Kilka lat później o Marcinie Rosole znów zaczęło być głośno. W 2009 r., w czasie prac komisji śledczej badającej aferę hazardową okazało się, że Rosół, który pełnił wtedy funkcję szefa gabinetu politycznego ministra sportu, z dużym zaangażowaniem próbował ulokować w zarządzie Totalizatora Sportowego córkę dolnośląskiego biznesmena.
Rosół stracił swoje stanowisko i zniknął ze sceny politycznej.
Pod koniec 2012 roku został prezesem firmy New Business Development z siedzibą w Warszawie. Ma w niej 10 udziałów o wartości 500 złotych. Wspólnikami w spółce są Wojciech Piskorz oraz Arkadiusz Jaśkowski. Ten pierwszy to prezes firmy Elektrim. Głównym akcjonariuszem firmy jest Zbigniew Solorz-Żak, prezes Polsatu.
Firma Rosoła, Piskorza i Jaśkowskiego zamuje się m.in. produkcją wyrobów z tworzyw sztucznych, transportem lądowym oraz kupnem i sprzedażą nieruchomości.

źródło: www.mowimyjak.pl