2012/03/26

Pitera kosztowała nas 1,5 mln złotych!


Zlikwidowane ministerstwo do spraw wykluczonych, na które wydaliśmy 300 tys. zł, to małe piwo. Po czterech latach kabaretowej działalności pełnomocnika rządu do spraw korupcji, czyli polonistki Julii Pitery (59 l.), premier ogłosił: Centralne Biuro Antykorupcyjne wystarczy! I zlikwidował jej urząd, który kosztował podatnika co najmniej półtora miliona złotych.

Według naszych szacunków, urząd Pitery pochłaniał miesięcznie około 30 tysięcy złotych. I to tylko na pensje. Pitera miała co miesiąc około 12 tysięcy złotych. Zatrudniała też dwie sekretarki i dwóch kierowców. Ujawnione przez rząd wydatki za okres od listopada 2007 do marca 2011 roku wyglądają tak: 497 tys. zł dla pani minister, 161 tys. dla sekretarek i aż 425 tys. dla kierowców.
A Pitera zajmowała ministerialny stołek jeszcze przez pół roku. W sumie wyjdzie więc z półtora miliona na same pensje. I to bez kosztów np. prawniczych ekspertyz, które zlecał urząd Pitery, opłat za telefony czy wydatków na benzynę.
Superexpress

2012/03/20

WARSZAWA: Przekręt za 4 mln?

Stołeczna policja prowadzi dochodzenie w sprawie przekrętów, jakich dopuścili się przy naliczaniu opłat za użytkowanie wieczyste byli włodarze Ursynowa. Według ratusza, dzielnica straciła przez nich ponad 4 milionów złotych! Co gorsza, ci urzędnicy nadal zajmują odpowiedzialne stanowiska!

Urszula Kierzkowska (45 l.), burmistrz Ursynowa w poprzedniej kadencji a dziś burmistrz Woli, oraz Ryszard Zięciak, (62 l.) niegdyś jej zastępca a obecnie radny i dyrektor Mazowieckiego Zarządu Nieruchomości, to główni bohaterowie afery w warszawskim samorządzie. Ratusz badając, jak w latach 2004-2010 aktualizowano opłaty wieczyste na Ursynowie, odkrył, że urzędnicy dopuścili się rażących nieprawidłowości. Dotyczą one m.in. sprawy 2,2 mln zł kary dla firmy Pergranso, która nie dotrzymała umowy i podanych w niej terminów zagospodarowania wydzierżawionego terenu. Zdanie, w którym mowa o nałożeniu na nią kary, zamieszczone przez urzędników w projekcie pisma do ratusza dziwnym trafem zniknęło z gotowego dokumentu podpisanego przez wiceburmistrza Zięciaka. Efekt? Utrata ponad 2,1 mln zł za opłaty oraz 2,2 mln zł z tytułu nienaliczonej kary - w sumie ponad 4 mln zł! Nic dziwnego, że sprawą zajęła się policja.
A co na to sami zainteresowani? - To leżało w kompetencji burmistrza Zięciaka - odparowuje w pierwszej chwili Urszula Kierzkowska, ale potem zmienia zdanie. - Kara mogła być naliczona, ale nie musiała. Decyzję i tak podejmowało Biuro Gospodarowania Nieruchomościami - tłumaczy. Ryszard Zięciak zdaje się zupełnie tym nie przejmować. - Policja wyjaśnia? I dobrze! Niech wyjaśniają - stwierdza beztrosko. A co z wyciągnięciem konsekwencji wobec winnych? - Nie zapadły jeszcze żadne inne decyzje - mówi Agnieszka Kłąb ze stołecznego ratusza.
Obecny burmistrz Ursynowa Piotr Guział (37 l.) nie kryje oburzenia. - Ci ludzie wygenerowali realne straty i unikają kary - mówi. Zapowiada, że wystąpi do władz miasta o wyjaśnienie.
źródło:Superexpress

2012/03/07

Gdańsk: Rozłam w gdańskiej Platformie Obywatelskiej?

Adamowicz musi odejść? - to pytanie nie jest już zbywane śmiechem w gdańskich kręgach Platformy Obywatelskiej. W klubie radnych PO narastają głosy, że decyzje Pawła Adamowicza regularnie nie są im wyjaśniane. Z kolei samemu prezydentowi coraz częściej puszczają nerwy.
Stwierdził w nim, że wypowiedzi niektórych radnych szkodzą wizerunkowi i jedności partii. 

Z kolei niektórzy radni odbijają piłeczkę, wskazując, że nawiązanie porozumienia z prezydentem do łatwych ostatnio nie należy. Zastrzegają jednak anonimowość, twierdząc, że "nie chcą wychodzić przed szereg". 

- Nie jest trudno zauważyć, że frustracja w obozie młodych radnych narasta - przyznaje w nieoficjalnej rozmowie jeden z członków PO. - Wszystkie nasze inicjatywy są odrzucane z automatu. Od tych najprostszych, jak prośba o postawienie lampy za parę tysięcy, po te poważniejsze, jak np. przedłużenie linii autobusowej na Morenę. 
Ostatnio kością niezgody stał się temat podwyżek cen biletów.

- Po działaniach magistratu w tej kwestii można było odnieść wrażenie, że decyzje zostały już podjęte, a my jesteśmy stawiani pod ścianą - uważa Piotr Skiba, radny, a zarazem sekretarz miejskiego zarządu Platformy Obywatelskiej. - Chcemy mieć pełną świadomość, dlaczego konieczne są podwyżki, bo przecież to na nas będzie ciążyła odpowiedzialność za ich uchwalenie. Nie jesteśmy maszynkami do głosowania. 

To stwierdzenie jak mantra pojawia się ostatnio w wypowiedziach polityków partii rządzącej Gdańskiem. W trakcie jednej z sesji radna Beata Dunajewska-Daszczyńska kierowała je nie tylko w stronę prezydenta, ale też i jego podwładnych. Podobnie jak Szymon Moś. 

Zamiast merytorycznej dyskusji na linii władze miasta - klub radnych, częściej obie strony piszą do siebie listy. 

W ostatnim z nich prezydent Adamowicz w stanowczych słowach domagał się od przewodniczącego Krupy m.in. podania nazwisk radnych, którzy wyszli z inicjatywą głosowania przeciwko planowanym przez władze miasta podwyżkom cen biletów komunikacji. 

List był efektem publikacji "Dziennika Bałtyckiego", w której ujawniliśmy, iż mimo że oficjalna decyzja klubu w sprawie podwyżek jeszcze nie zapadła, to w kuluarach trwają już rozmowy z radnymi PiS, by ten pomysł zablokować. Ustalenia potwierdził m.in. jeden z opozycyjnych radnych - Grzegorz Strzelczyk. 

Skiba postuluje zorganizowanie spotkania, na którym wyjaśnione zostaną wszelkie wątpliwości. 

- Potrzebna jest konkretna rozmowa. Najlepiej, żeby władze Gdańska spotkały się z nami na posiedzeniu klubu - mówi radny. 

Jak się bowiem okazuje, mimo że członkowie klubu spotykają się regularnie, to prezydent, choć należy do tej samej partii, bywa tam niezwykle rzadko. Podobnie jak na sesjach Rady Miasta. Nie pomogły nawet upomnienia Agnieszki Pomaskiej, szefowej gdańskiej PO, która już w grudniu zwracała uwagę, że klub i prezydent powinni częściej ze sobą rozmawiać. 

Tajemnicą nie jest jednak fakt, że to właśnie rywalizacja między posłanką a prezydentem stanowi coraz widoczniejszą oś podziału między członkami klubu PO. 

Pierwszym sygnałem, wskazującym, że wśród radnych formują się dwa obozy, było głosowanie nad uchwałą odbierającą prezydentowi prawo do samodzielnego przekazywania gruntów za 1 proc. wartości kościołom i związkom wyznaniowym. Ta inicjatywa podzieliła klub - poparło ją tylko 12 osób z PO, kolejnych 12 było przeciw, a 2 wstrzymały się od głosu. Podobnie było podczas głosowania w sprawie odstąpienia od przygotowania planu zagospodarowania dla działki, na której abp Sławoj Leszek Głódź zamierza wznieść świątynię. 

Oliwy do ognia dolały ostatnie doniesienia o tym, jakoby ludzie z otoczenia Adamowicza rozważali zwrócenie się do Sławomira Nowaka, szefa PO na Pomorzu, o rozwiązanie wewnątrzpartyjnego konfliktu. 

- Jeżeli prezydent Paweł Adamowicz nie przemyśli kierunku, w którym chce iść i nie przestanie traktować nas jak wrogów, to niezadowolenie wewnątrz partii będzie narastać - podkreśla jeden z naszych rozmówców z Platformy. - Nie da się rozmawiać z kimś, kto na wszystko odpowiada: nie. I to jest problem. 

Co na to wszystko Paweł Adamowicz? Nie wiadomo. Jego rzecznik poinformował nas, że prezydent wyruszył wczoraj w podróż i nie ma czasu na rozmowę z dziennikarzami. Z kolei telefon Macieja Krupy do wieczora był wyłączony. 



Źródło: Dziennik Bałtycki

2012/03/03

Obwodnica pełna cudów


Budowę obwodnicy Zabierzowa poprzedza seria nadużyć. W tle jest wielki biznes, politycy PO i straty budżetu
Budowa 10-kilometrowej obwodnicy dla 4,5-tysięcznego Zabierzowa pod Krakowem ma kosztować budżet aż 370 mln zł. Przy mizerii finansowej państwa i cięciu inwestycji drogowych ta kwota oszołamia. Dla przykładu: najdroższa budowana obecnie droga, 7–km odcinek trasy szybkiego ruchu z Łodzi do Warszawy, kosztuje 425,5 mln zł.
Inwestor Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad z Krakowa tłumaczy, że wzrost kosztów inwestycji to efekt „analiz prognozowanych natężeń ruchu oraz wynik wniesionych postulatów mieszkańców". Obwodnicę wydłużono z dwóch stron. Co więcej, ma być w części czteropasmowa, biec w tunelach i na estakadach.
Rozmach przestaje dziwić, gdy dowiadujemy się, kto na niej najbardziej zyska. To m.in. Adam Ś., wpływowy biznesmen, na którym ciąży dziś ponad 300 prokuratorskich zarzutów. Jest jednak bliskim znajomym polityków PO, którzy mają decydujący głos przy tej inwestycji.
Obwodnica do centrum
Budowa obwodnicy jest zaplanowana w Programie Budowy Dróg Krajowych na lata 2011 – 2015. Realizacja ma ruszyć po 2013 r. Jak wynika z załącznika nr 3, priorytetem tej inwestycji nie jest już wyprowadzenie ruchu z miejscowości, ale „zapewnienie obsługi specjalnych stref ekonomicznych". Południową część terenów Zabierzowa obejmuje Krakowska Specjalna Strefa Ekonomiczna, do której należy krakowski Business Park (KBP), jego właścicielem jest zaś... Adam Ś.
To ogromne centrum biznesu zbudowane na kształt miasteczka, które ma nawet własną stację kolejową. Kraków Business Park już dziś zachęca nowych najemców dobrym dojazdem, a jego władze  przyznają, że obwodnica to „szansa na udrożnienie ruchu w obrębie KBP, gdzie pracuje około 5 tys. ludzi". – A ciągle myślimy o rozwoju centrum biznesowego – przyznaje Stanisław Krzyżak z KBP.
Obwodnica będzie też dojazdem do kolejnego gigantycznego 20-hektarowego centrum logistycznego, jakie powstaje w okolicy Niegoszowic. To dlatego GDDKiA wylicza, że w ciągu dziesięciu lat ruch przez Zabierzów wzrośnie o 100 proc.
Kto ma tu ziemię
O budowie obwodnicy w Zabierzowie mówi się od końca lat 90. Jednak dopiero pięć lat temu, w 2007 r., inwestycja na wniosek miejscowych władz została wpisana do planów
GDDKiA. Podstawą rozpoczęcia prac przygotowawczych była zgoda wydana pod koniec sierpnia 2007 r. przez ministra transportu Jerzego Polaczka.
Dziś obwodnica jest na liście priorytetów drogowych. To zastanawiające, bo np. kilka tygodni temu posłowie nie zgodzili się na zarezerwowanie w budżecie ok. 30 mln zł na wykup gruntów pod nową zakopiankę.
Jak szacuje GDDKiA, wykup nieruchomości w pasie drogowym obwodnicy w Zabierzowie kosztować będzie budżet nawet 76 mln zł. To ogromna suma, zważywszy że ok. 10-kilometrowa obwodnica biegnie w zdecydowanej części przez tereny zielone. One jednak do kogoś należą. I nie jest to gmina.
28 sierpnia 2007 r., a więc dzień przed decyzją ministra Polaczka, Komisja Majątkowa zwracająca Kościołowi majątek zagrabiony w PRL, decyduje o przekazaniu 23 ha gruntów rolnych Towarzystwu dla Bezdomnych im. Brata Alberta w Krakowie. Grunty, na których ma przebiegać obwodnica, znajdują się w Niegoszowicach, a właścicielem jest Agencja Nieruchomości Rolnych. Zgromadzenie Sióstr Albertynek ma w pobliskiej Rząsce siedzibę.
W tym samym czasie od ANR sąsiednie grunty także w Niegoszowicach kupuje Adam Ś.  Jest bliskim znajomym Józefa K., wtedy wójta Zabierzowa, obecnie starosty krakowskiego. Co szczególnie bulwersujące, tereny te gmina mogła otrzymać za darmo. Tyle że o to nie wystąpiła, choć władze miały już wtedy świadomość, że zrobiłyby na tym rewelacyjny interes (urzędnicy wiedzieli, którędy pobiegnie obwodnica).
To nie koniec cudów z gruntami. W lipcu 2010 r. w „Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy Zabierzów" zmieniono przeznaczenie terenów rolnych należących do albertynek na budowlane (rejon Tenczyńskiego Parku Krajobrazowego). To niezgodne z programem budowy dróg krajowych, z którego ma być sfinansowana obwodnica – aby nie spekulować gruntami, tereny przyległe do obwodnicy włącza się pod ochronę przed zabudową. Władze Zabierzowa tłumaczą dziś, że nie przyjęły uchwały w sprawie zmiany przeznaczenia tej działki i w ogóle nie wiadomo, w jakiej odległości od gruntu albertynek pobiegnie obwodnica. – Będzie realizowana niezależnie od studium, w ramach tzw. specustawy drogowej – podkreśla Piotr Madej z biura prawnego gminy.
Wydłużona obwodnica, która zaczyna się przy KBP, kończy się nie w Kochanowie, jak planowano pierwotnie, lecz w Rudawie. Tam również rok temu gmina zmieniła przeznaczenie trzech działek na funkcję usługową. Także firma Pro Logis wystąpiła o przekwalifikowanie swoich działek z przeznaczeniem pod centrum produkcyjno-usługowo-biurowe.
Ś. skupuje działki
Adam Ś. – osobiście jako osoba prywatna lub kontrolowane przez niego spółki należące do KBP – to obszarnik. Z akt w sądzie, do których dotarła „Rz", wynika, że do niego lub jego spółek (naliczyliśmy kilkadziesiąt) należy ponad 120 ha gruntów na terenie Zabierzowa. Jest właścicielem lub dzierżawcą gruntów w Rząsce, Więckowicach, Brzeziu i Zabierzowie, które leżą na trasie lub w okolicach planowanej obwodnicy.
Biznesmen nie tylko skupił te grunty, ale też na nich zarabia. Jako rolnik od 2004 r. występował do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa o dopłaty unijne do terenów, których nie uprawiał. Rocznie miał z tego ok. 50 tys. zł. Według prokuratury (Adam Ś. jest oskarżony w tej sprawie) wyłudzał dopłaty. Jak ustaliła prokuratura, część gruntów, na które je pobierał, były gruntami inwestycyjnymi (KBP) i zamiast rosnącej kukurydzy znajdował się tam parking, część obejmowała droga do Rząski. Część ziemi uprawiał także inny rolnik.
W 2000 r. spółka Polcon.con należąca do Ś. kupiła od Agencji Nieruchomości Rolnych ponad 110 ha ziemi w Więckowicach na terenie gminy Zabierzów za 1,7 mln zł. Już wtedy wiedziano, że to tereny objęte planem obwodnicy. Ś. na gruncie może zrobić fantastyczny interes (choć w części nie będzie można go przekwalifikować na grunty pod inwestycję ze względu na sięgający tu rezerwat). Jeśli teraz GDDKiA będzie zmuszona odkupić jego część pod obwodnicę, to za jedną piątą tego terenu zapłaci ponad dwa razy tyle.
Ile Ś. lub jego spółki mogą w sumie zarobić na wykupie gruntów pod obwodnicę? – Dane dotyczące właścicieli wykupywanych gruntów nie są udostępniane publicznie – odpowiedziała Iwona Mikrut, rzeczniczka GDDKiA. Pytaliśmy ją, jaką część gruntów, które GDDKiA zamierza wykupić pod planowaną obwodnicę, stanowią działki należące do Polcon.con lub Kraków Bussines Park.
Znajomy wójt
Powodzenie takich interesów Ś. w Zabierzowie nie byłoby możliwe bez sympatii miejscowych włodarzy, którą mimo kłopotów z prawem biznesmen cieszy się do dziś. „Rz" już w 2009 r. opisywała sprawę KBP i jego związków z małopolskimi politykami. Kiedy w 2009 r. Ś. zatrzymała krakowska prokuratura, osobiste poręczenie za niego złożyli przed sądem wójt Zabierzowa Elżbieta Burtan, radny sejmiku województwa małopolskiego Kazimierz Czekaj i starosta krakowski Józef K. Wszyscy są politykami PO (K. od czasu afery z KBP zawiesił członkostwo w partii).
Ś. wpłacił 3 tys. zł na fundusz wyborczy PO podczas wyborów samorządowych w 2006 r. W 2005 r. udostępnił halę w KBP na spotkanie z Donaldem Tuskiem. Kiedy „Rz" zapytała ówczesnego prezesa KBP, czy partia zapłaciła za wynajem, nie potrafił odnaleźć faktur dotyczących tej imprezy. – Przedsiębiorcy mogli zorganizować coś takiego za darmo, ponieważ nie był to okres wyborczy – twierdził wtedy w rozmowie z „Rz" Józef K., wtedy poseł PO.
Przyznaje się do bliskiej znajomości z Ś. – Byłem wójtem Zabierzowa, kiedy KBP powstawało, stąd nasze kontakty – mówił.
Dziś Józef K. ma kłopoty z powodu tej znajomości. W grudniu został oskarżony o zatajenie w oświadczeniu majątkowym, że w jednej ze spółek KBP (Creation) w 2006 r. pracował na umowę-zlecenie.
Nie płacili podatków
Działalność biznesmena prokuratura określa dziś jako zorganizowaną grupę przestępczą o charakterze międzynarodowym i zarzuca jej przestępstwa skarbowe oraz niegospodarność. Spółka KBP miała stracić w ten sposób prawie 65 mln zł, a Skarb Państwa kolejne 4 mln.
Prokuratura Okręgowa w Krakowie od trzech lat prowadzi śledztwo w sprawie nadużyć i malwersacji finansowych, jakich mieli dopuścić się szefowie i udziałowcy spółki KBC, głównie Ś., jego ojciec, brat i kilku wspólników. O podejrzeniu przestępstwa zawiadomili mniejszościowi udziałowcy KBP, którzy mieli stracić kilka milionów euro.
Budowę obwodnicy Zabierzowa poprzedza seria nadużyć. W tle jest wielki biznes, politycy PO i straty budżetu
Według śledczych pieniądze z wynajmu pomieszczeń w biurowcach KBP wyprowadzano do spółek-słupów. Prokuratura podejrzewa, że stamtąd trafiały one na prywatne konta Ś. oraz jego najbliższych współpracowników. Śledztwo nadal trwa.
Przez siedem lat – od 1997 do 2004 r. – spółki KBP i KBP-1 nie płaciły także gminie podatku od nieruchomości i podatku rolnego. Jak to możliwe? Spółki nie złożyły deklaracji podatkowej. Wójtem był wtedy Józef K. Kiedy po kilku latach jeden z pracowników działu podatkowego w gminie odkrył tę lukę, spółkom KBP naliczono zaległy podatek z odsetkami – w sumie ok. 800 tys. zł. Adam Ś. zaskarżył tę decyzję, Józef K. uznał odwołanie i sprawę umorzył. Zdaniem prokuratury nie miał prawa tego robić. Odwołanie powinno rozstrzygnąć Samorządowe Kolegium Odwoławcze.
Zapytaliśmy obecną wójt, jakie KBP i jego spółki płacą dziś gminie podatki. – To tajemnica skarbowa – odpowiedziało biuro prawne gminy.
Źródło: Rzeczpospolita


Przyjaciel premiera zbuduje elektrownię atomową

Krzysztof Kilian to dobry menedżer, ale nie temu zawdzięcza prezesurę w PGE. Donald Tusk chciał mieć w największej spółce energetycznej swojego człowieka.


Tomasz Zadroga, poprzedni prezes Polskiej Grupy Energetycznej, podał się do dymisji po rozmowie z nowym ministrem skarbu Mikołajem Budzanowskim 14 grudnia 2011 r. Dokładnie tego samego dnia Krzysztof Kilian zrezygnował ze stanowiska wiceprezesa Polkomtela. Polkomtela właśnie kupił Zygmunt Solorz i chciał wprowadzić własnych ludzi.

Zadroga musiał odejść, bo był człowiekiem Grzegorza Schetyny. Poza tym między nim a nowym ministrem nie było chemii.

Rada nadzorcza PGE ogłosiła konkurs na nowego prezesa i członka zarządu. Zgodnie z prawem nie miała innego wyjścia. W radzie większość stanowią urzędnicy resortu skarbu, niezależnych członków jest tylko trzech.

Od razu zaczęły się plotki, że konkurs to formalność, bo to właśnie Kilian ma zastąpić Zadrogę w fotelu prezesa PGE. Według nieoficjalnych informacji ich źródłem było otoczenie Kiliana. - Chciał zaznaczyć terytorium, odstraszyć ewentualnych kontrkandydatów - opowiada osoba wtajemniczona w kulisy wyboru prezesa PGE.

To okazało się skuteczne - najgroźniejszy z możliwych przeciwników Paweł Skowroński, dotychczasowy wiceprezes spółki i jeden z najbardziej cenionych energetyków, w ogóle nie stanął do konkursu.

Z kancelarii premiera także wychodziły kontrolowane przecieki, że prezesem będzie Kilian. Uzasadnienie było dość kuriozalne - miał odpolitycznić spółkę. Rzeczywiście, Tomasz Zadroga zatrudnił na wielu stanowiskach członków PO, ale w końcu do ich pozbycia się nie był potrzebny przyjaciel premiera.

Procedura konkursu została ściśle dochowana. Stanęło do niego 33 kandydatów. Rada nadzorcza wybrała kilku do kolejnego etapu. Renomowana firma headhunterska Amrop sporządziła ich szczegółowe charakterystyki. Ale to była formalność, rada wybrała Kiliana i jego współpracowniczkę Bogusławę Maciejewską.

Czy głosowanie rady było jednomyślne? Jej przewodniczący Marcin Zieliński, dyrektor w resorcie skarbu, nie chce tego ujawnić. Ale według naszych informacji przynajmniej jeden członek rady głosował przeciw.

W otoczeniu premiera usłyszeliśmy, że Kilian został prezesem PGE, bo Donald Tusk chciał mieć w największej spółce energetycznej zaufanego człowieka. O tym, że jest dobrym znajomym premiera, może świadczyć to, że zarówno z nim, jak i z jego najbliższymi jest na ty. Komórki od nich odbiera bez względu na porę.

Premier liczył się z tym, że może być krytykowany za tę nominację. I w samej PO słychać takie głosy. - Wszystko dzieje się wewnątrz stada. Kiedyś Olek Grad i Grzegorz Schetyna mieli swoich ludzi w spółkach. Dzisiaj prezesów wyznaczają Jan Krzysztof Bielecki i Tomasz Arabski, szef kancelarii premiera - mówi jeden z naszych rozmówców.

Inny broni Kiliana. - To nie jest przypadek "Staszka, który chciał się sprawdzić w biznesie" i dostał stołek prezesa w spółce energetycznej. Kilian był wiceprezesem w Polkomtelu, a kiedyś ministrem łączności. Zna się na biznesie. Ma zrestrukturyzować spółkę - twierdzi polityk bliski Tuskowi. - Prezesem takiej spółki nie mogła zostać przypadkowa osoba, to za duża odpowiedzialność, także dla nas - mówi osoba z resortu skarbu.

Kilian jest absolwentem Politechniki Gdańskiej. Z Donaldem Tuskiem i Janem Krzysztofem Bieleckim zna się jeszcze ze środowiska gdańskich liberałów z lat 80. Na początku lat 90. pracował w rządzie Hanny Suchockiej, był m.in. ministrem łączności. Potem poszedł do biznesu. Był doradcą w Banku Handlowym i w Morgan Stanley. W latach 1999-2008 założył własną firmę doradczą specjalizującą się w informatyce i telekomunikacji. W 2008 r. trafił do zarządu Polkomtela, za czasów rządu Donalda Tuska zasiadał w wielu rada nadzorczych - m.in. PKO PB i spółce PL.2012 koordynującej przygotowania do futbolowych mistrzostw.

Jeden z byłych pracowników Polkomtela przyznaje, że Kilian był szefem wymagającym, nawet bardzo. - Niejednemu drżały kolana, gdy stawał przed drzwiami jego gabinetu - mówi. A to dlatego, że Kilian nie toleruje niewiedzy. - Zanim się do niego poszło, trzeba było być przygotowanym do tematu na 150 proc. Jeśli ktoś się nie przygotował, mógł zostać skrzyczany - mówi nasz rozmówca. - Kilian ceni sobie profesjonalizm.

Jak poradzi sobie w spółce energetycznej? Nie ma żadnego doświadczenia, a to specyficzny sektor. - On bardzo szybko się uczy - zapewnia nasz rozmówca.

Gdy przychodził do Polkomtela, był w innej sytuacji niż dziś. Miał doświadczenie z resortu łączności, znał się na telekomunikacji. - Może nie na wszelkich aspektach, ale generalnie się orientował - zdradza nam osoba pamiętająca Kiliana z początków jego pracy w telekomie.

Trudno powiedzieć, czy zostając ministrem łączności, znał się na tym sektorze. Anna Streżyńska, była prezes UKE, która pamięta go z tamtego czasu, podkreśla, że na tle gabinetu wyróżniał się pozytywnie. - Ale w resorcie łączności, do którego także przyszedł jako ktoś zupełnie nowy, odnalazł się bez problemów. - Reprezentował rynkowe podejście do branży. Rozumiał zasady działania gospodarki rynkowej. To w tamtych czasach - monopoli na rynku - było bardzo świeże i odkrywcze - mówi Streżyńska. Słowa pochwały w jej ustach brzmią tym szczerzej, że Kilian jako wiceprezes Polkomtela nigdy nie ukrywał swojej niechęci do działań regulatora rynku. Sława osoby o świeżych poglądach ciągnęła się za Kilianem długo i to jej - zdaniem anonimowych rozmówców - zawdzięcza szybki rozwój swojej kariery.

W PGE będzie musiał się uczyć bardzo szybko Największy producent prądu w Polsce stoi przed olbrzymimi wyzwaniami - musi budować nowe elektrownie w Opolu i Turowie, które zastąpią stare, zbudowane jeszcze w PRL bloki. Ale najtrudniejsza będzie budowa pierwszej polskiej siłowni jądrowej. W sumie Kilian będzie odpowiadał za program inwestycyjny wart ok. 40 mld zł.

Najpierw musi podpisać umowę o pracę z PGE. Według nieoficjalnych informacji z kancelarii premiera chciał wzorem swego poprzednika Tomasza Zadrogi zasiadać również w zarządzie spółki-córki o nazwie PGE Energetyka Jądrowa. Zadroga w PGE zarobił w 2010 r. 533 tys. zł, w spółkach-córkach - aż 950 tys. zł. Jednak otoczenie premiera kręciło nosem - takie rzeczy źle wyglądają w tabloidach. Na razie nie rozwiązano tego problemu...

źródło: Gazeta Wyborcza

2012/03/01

Standardy Ministry

Sprawę opisała w styczniu ubiegłego roku lubelska Gazeta Wyborcza. Anna Glijer – obecnie szefowa gabinetu politycznego ministry Muchy – była wtedy członkiem komisji konkursowej w NFZ, która rozdzielała kontrakty między przychodniami i szpitalami. Mimo drastycznych cięć w kontraktach dostały je wtedy przychodnie należące do wpływowych działaczy PO. Jeśli kontrola w sprawie przyznawania kontraktów wykazałaby nieprawidłowości wobec winnych należy wyciągnąć konsekwencje- mówiła wtedy obecna ministra. I te konsekwencje wyciągnęła...

Startując w wyborach z listy PO, Glijer przedstawiła założenia programowe: program skierowany jest przede wszystkim do ludzi młodych w kontekście rynku pracy. I faktycznie. Kandydując z ostatniego miejsca Glijer dostała 7 wynik na liście i 2 176 głosów. To niezły wynik. "100 lat i 9100 netto!" - takie życzenia przed wyborami dostała na wallu facebooka od jednego ze znajomych. Życzenie prawie się spełniło. To, co prawda mniej niż zarabia szefowa gabinetu politycznego ministry sportu ale standard Młodych Demokratów -i tak niezły- zostaje spełniony.

W styczniu 2011 lokalna Gazeta opisuje bulwersującą sprawę kontraktów dla placówek ochrony zdrowia. Chodziło o przychodnie: Farmed, której właścicielem jest przewodniczący klubu Platformy w radzie miasta Stanisław Podgórski i Sanus należacej do Jacka Madeja. “Podczas trwania konkursów szefem lubelskiego oddziału NFZ był działacz PO Tomasz Pękalski (na początku grudnia 2010 awansował na członka zarządu województwa, gdzie odpowiadał za służbę zdrowia i kulturę). To właśnie Pękalski, zgodnie z regulaminem, ustalał skład wszystkich komisji konkursowych. Członkiem takiej komisji została m.in. Anna Glijer, także członkini PO (dostała w NFZ etat referenta we wrześniu 2010 roku pokonując w konkursie 44 kandydatów. Komisja z nią w składzie aż w 11 przypadkach przyznała kontrakty Sanusowi i Farmedowi.”- opisywałi w lubelskiej Gazecie Jacek Brzuszkiewicz i Piotr Kozłowski. I pytali: “Czy wpływ na to, że zdobyli kontrakty ma fakt, że członkiem komisji konkursowej w NFZ była Anna Glijer, w przeszłości asystentka posłanki Joanny Muchy i pracownica biura europosłanki Leny Kolarskiej-Bobińskiej z PO?”

Glijer nie zrezygnowała z zasiadania w komisji, mimo że każdy z jej członków musiał podpisać oświadczenie o bezstronności. Jeden z jego punktów określa jasno, że członek komisji konkursowej NFZ nie może być z właścicielem przychodni "w takim stosunku prawnym lub faktycznym, że może to budzić uzasadnione wątpliwości, co do jego bezstronności".

Joanna Mucha mówiła wtedy Wyborczej: - Anię Glijer znam bardzo dobrze. To niezwykle uczciwa i rzetelna osoba. Jednak, gdybym była członkiem komisji NFZ i miała rozstrzygać sprawy kontraktów dla moich kolegów partyjnych wyłączyłabym się z takiej komisji. Myślę, że to, że Ania tego nie zrobiła, wynika z jej braku doświadczenia i wyczulenia na kwestie ewentualnych konfliktów interesów.

Tę sprawę trzeba dogłębnie wyjaśnić, choćby dlatego, że cieniem na PO w Lublinie kładą się dwuznaczne sprawy interesów Marzeny Świnarskiej i żony Marka Flasińskiego - komentowała wtedy Julia Pitera, pełnomocnik rządu ds. walki z korupcją.

źródło: 300polityka.pl