2010/09/29

Co zrobi metro? Prezydent Warszawy pisze do ministra

Czy w końcu w metrze coś się zmieni? Warszawiacy donoszą do prokuratury o braku zabezpieczeń dla niewidomych. Prezydent Warszawy pisze do ministra infrastruktury: Rozporządzenie o zabezpieczeniach w metrze to priorytet.
- Brak zabezpieczeń to problem dużej rangi. Unikanie dotąd tego tematu przez panią prezydent jest, delikatnie mówiąc, niezrozumiałe. Oczekiwałem od niej zwykłej, ludzkiej wrażliwości - komentuje Paweł Wdówik, kierownik biura ds. osób niepełnosprawnych na Uniwersytecie Warszawskim. Jest niewidomy. 17 września stawił się wraz z kilkunastoma innymi niewidomymi osobami przed stacją Metra Centrum. Urządzili tam dramatyczną konferencję prasową w drugą rocznicę wypadku Filipa Zagończyka, studenta UW. Filip nie wyczuł laską krawędzi peronu i wpadł pod wjeżdżające na stację metro. Cudem przeżył, ale stracił nogę. Jego rehabilitacja ciągle trwa.

Prezydent milczała, teraz pisze do ministra

Jak już wielokrotnie pisaliśmy, w metrze od tamtego czasu nic się nie zmieniło. Dalej nie ma zabezpieczeń - chodzi głównie o tzw. pasy z guzkami przed krawędzią peronu. Metro twierdzi, że nie może ich zainstalować, bo obowiązują je przepisy kolejowe, które mówią, że peron ma być gładki. Nad nowymi przepisami już drugi rok pracują w Ministerstwie Infrastruktury. I końca prac nie widać. Tymczasem na nowe prawo nie czekają koleje i montują na swoich stacjach pasy z guzkami. Pojawiły się m.in. na remontowanym kolejowym Dworcu Gdańskim.

Do tej pory z braku zabezpieczeń tłumaczył się głównie Krzysztof Malawko, rzecznik Metra. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz milczała, mimo że wielokrotnie osoby niewidome prosiły ją o zajęcie się sprawą. Ratusz zmienił jednak zdanie. - Dziś, najpóźniej jutro, wyjdzie od nas do Ministerstwa Infrastruktury pismo podpisane przez panią prezydent o priorytetowe zajęcie się rozporządzeniem w sprawie zabezpieczeń w metrze. Niezależnie zwrócę się do biura prawnego w ratuszu o analizę, czy takie rozporządzenie jest niezbędne, by rozpocząć modernizację stacji - mówi Karolina Malczyk-Rokicińska, pełnomocniczka prezydent ds. równego traktowania.

Ludzie, co wy wyprawiacie?

Niedawno do walki o pas dla niewidomych w metrze włączyli się mieszkańcy Warszawy. Kilka dni po konferencji prasowej osób niewidomych Dariusz Ćwiklak, nasz redakcyjny kolega z działu gospodarczego, zaapelował na portalach społecznościowych, by ludzie zaczęli zalewać Metro Warszawskie protestami w sprawie bezczynności. Jego apel opublikowaliśmy też w "Gazecie". Odpowiedział m.in. Jerzy Bebak. W liście do Metra napisał: "Szanowne Metro Warszawskie albo po prostu: Ludzie, co wy wyprawiacie?! Dlaczego mieszkańcy muszą Was prosić o tak elementarną rzecz, jak pasy ostrzegające niewidomych?". I dalej: "Przecież to, co prezentujecie, to najwyższa pogarda dla Waszych podstawowych pracodawców - podatników i mieszkańców miasta! (...). A może trzeba iść do prokuratury, żeby ustalić winnego zaniedbań i narażania na śmierć i kalectwo pasażerów?" .Jak napisał, tak też zrobił - zawiadomił prokuraturę okręgową. Ta sprawę przekazała do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów, ale nie ma jeszcze decyzji, czy wszcząć śledztwo.

Mirosław Wróblewski z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich informuje, że w najbliższych dniach wyślą do Ministerstwa Infrastruktury kolejne już pismo z pytaniem, na jakim etapie są prace nad rozporządzeniem i kiedy się zakończą. Korespondencja z resortem trwa już od dwóch lat.

- W trybie pilnym zadam Ministerstwu Infrastruktury pytanie, co się w tej sprawie dzieje - obiecuje również poseł Grzegorz Piechota (PO), przewodniczący sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny.

Anna Woźniak-Szymańska, prezes Polskiego Związku Niewidomych: - Dobrze, że pani prezydent zareagowała. Moim zdaniem to co się dzieje w metrze, to zaniechanie narażające osoby niewidome na utratę zdrowia i życia. To, według mnie, jest sprawa dla prokuratury.
Komentarz Wojciecha Tymowskiego
To miała być prosta sprawa. Bo czymże innym miałoby być zamontowanie na peronie metra ostrzegawczego pasa z wypustkami? Po dwóch latach widać, że to jednak gigantyczny problem. Jego rozwiązanie przerasta możliwości Metra, ratusza, a także Ministerstwa Infrastruktury, które już drugi rok informuje bez zażenowania, że wciąż pracuje nad dokumentem, bez którego władze metra nie chcą zamontować paska. I choć sprawa jest - jak to właśnie określiła sama pani prezydent Warszawy priorytetowa - bo chodzi przecież o ludzkie życie, końca tego mozołu nie widać.
Będziemy bić rekord świata. Tak długo, aż ktoś znowu wpadnie pod pociąg.
Wojciech Tymowski

2010/09/08

Nagroda czy pensja? Jak płaci pani prezydent

Choć z powodu kryzysu ratusz musi drastycznie ciąć wydatki, prezydent Warszawy stale sowicie nagradza urzędniczą elitę. - Niezależnie od osiągnięć, a to demoralizuje, zamiast mobilizować - alarmuje opozycja
W kwietniu burmistrzowie dostali ekstra po 9-10 tys. zł. Ostatnie, wypłacane w sierpniu nagrody były o ponad 2 tys. zł niższe. Prezydent Warszawy doceniła też pracę ich zastępców - dostawali najczęściej od 5 do 7 tys. zł. M.in. dzięki temu przeszło 60-osobowa grupa zasiadająca w zarządach 18 warszawskich dzielnic należy w magistracie do pracowniczej elity. Burmistrz lub członek zarządu dzielnicy zarabia rocznie od 160 do 200 tys. zł.

Z nadzieją w przyszłość

- Nie mam nic przeciwko nagrodom, nawet wysokim, ale powinny być motywowane szczególnymi osiągnięciami: realizacją autorskiego programu czy dobrym gospodarowaniem finansami. Tymczasem nagrody przyznaje się wszystkim w podobnej wysokości - wytyka Bartosz Dominiak, radny SdPl, który zażądał szczegółowego raportu w tej sprawie.

Za skandal uważa wypłatę nagród zarządowi Ursynowa. - Bodaj po raz pierwszy w historii samorządu ta dzielnica nie wykorzystała 40 mln zł przeznaczonych na inwestycje - mówią radni dzielnicy. - Wbrew zapowiedziom nie zrealizowały szeregu inwestycji drogowych, m.in. modernizacji ul. Płaskowickiej czy budowy ul. Nowoursynowskiej. Przy ul. rtm. Pileckiego dzielnica zaczęła budowę boisk na gruncie, do którego były roszczenia. Przeszło 3 mln zł poszły w błoto.

Tymczasem burmistrz Ursynowa Urszula Kierzkowska (PO) dostała w kwietniu 7,2 tys. nagrody, a odpowiedzialny za inwestycje wiceburmistrz Piotr Zalewski (PO) 5,6 tys. zł.

Do najwyższych należą premie zarządu Pragi-Północ, kolejnej dzielnicy, która nie zdołała wykorzystać pieniędzy przeznaczonych na inwestycje. Burmistrz Jolanta Koczorowska (PO) wzięła 9 tys. zł nagrody, jej zastępcy po 5,6 tys. zł.

Wyjątki to Maurycy Komorowski (PO), burmistrz Ochoty, który jako jedyny nie dostał nagrody wiosennej, i Marek Andruk (PO), którego prezydent pozbawiła nagrody sierpniowej. - To reakcja na doniesienia prasowe, które zarzucały tym panom nepotyzm. W pewne mierze się potwierdziły - mówi wysoki rangą urzędnik ratusza.

Następnych nagród burmistrzowie i ich zastępcy spodziewają się pod koniec roku, już po listopadowych wyborach samorządowych. Patrzą w przyszłość optymistycznie, bo w powszechnej opinii Hanna Gronkiewicz-Waltz i jej partia mają reelekcję w kieszeni.

Obciąć nagrody czy zwalniać

Dlaczego nagrody mają charakter uznaniowy i nie są nagrodą za wybitne osiągnięcia? Urzędnicy Hanny Gronkiewicz-Waltz tłumaczą to zastaną w ratuszu tradycją. Dodatkowe honoraria pracownicy warszawskich urzędów dostają od niepamiętnych czasów. Za tego typu bonusami stał murem Lech Kaczyński w czasach swojej warszawskiej prezydentury. - Ograniczyliśmy nagrody z czterech do trzech rocznie, ich wysokość spada w szybszym tempie niż inne wydatki ratusza - mówi Tomasz Andryszczyk, rzecznik prezydent Warszawy.

Zapewnia, że będą dalsze cięcia nagród, bo światowy kryzys odbija się na sytuacji finansowej miasta. Żeby utrzymać poziom finansowania sztandarowych projektów (np. budowy drugiej linii metra czy trasy mostu Północnego), miasto musi w przyszłym roku znaleźć oszczędności na kwotę pół miliarda złotych. Nie może sobie pozwolić na słabsze finansowanie szkół czy szpitali. Dlatego oszczędności obejmą głównie promocję, administrację, bieżące naprawy dróg czy zieleń miejską.

- Aby utrzymać finansowanie licznych w mojej dzielnicy szkół, musiałem zrezygnować z lokalnych inwestycji i odchudzić budżet administracji o 1 mln zł - mówi burmistrz Śródmieścia Wojciech Bartelski (PO). Nie wyklucza redukcji zatrudnienia, a konkretnie nieprzedłużania umów pracownikom zatrudnionym na czas oznaczony. - Chyba sensowniejsze byłoby obcięcie nagród burmistrzom, którzy i tak nieźle zarabiają - uważa radny Bartosz Dominiak.

Gazeta Stołeczna, Jan Fusiecki