2009/06/27

10 milionów z resortu dla senatora PO

Minister zdrowia będzie się gęsto tłumaczyć. Najwyższa Izba Kontroli zarzuca resortowi, że bez potrzeby przekazał 10 milionów złotych klinice kierowanej przez senatora PO. Inspektorzy NIK sprawę tej gigantycznej dotacji określają krótko: niecelowość i niegospodarność.
Pieniądze z ministerstwa zdrowia poszły na zakup urządzenia PET, czyli nowoczesnej odmiany tomografu komputerowego. Sprzęt kupiło Centrum Onkologii w Bydgoszczy kierowane przez Zbigniewa Pawłowicza, senatora PO. Czy był potrzebny? Tu zaczynają się wątpliwości.

Najwyższa Izba Kontroli wytyka, że centrum ma już jeden taki aparat - podaje TVP INFO. Poza tym tomograf był wykorzystywany zaledwie w 50 procentach. "To nieprawda" - odpiera zarzuty senator Pawłowicz. "Pacjenci czekali w wielomiesięcznych kolejkach" - dodaje.

Ale to nie jedyny zarzut pod adresem oskarżanego o niegospodarność ministerstwa. Zdaniem kontrolerów NIK klinika senatora PO była traktowana w sposób zbyt uprzywilejowany. Świadczy o tym na przykład fakt, że 10-milionową dotację na tomograf zapisano w tak zwanym wykazie wydatków niewygasających w 2008 roku. To znaczy, że centrum mogło wydać je, kiedy tylko chciało.

"Pieniądze na zakup aparatu PET zapisano w narodowym programie walki z rakiem na 2009, więc tę kwotę po prostu dostaliśmy parę miesięcy wcześniej" - tłumaczy w rozmowie z TVP INFO senator Pawłowicz.

Stanowiska polityka PO broni również ministerstwo zdrowia. Rzecznik resortu zapewnia, że przekazanie pieniędzy odbyło się zgodnie z procedurami. Zdaniem Jakuba Gołębia z ministerstwa, 10 milionów złotych trafiło do ośrodka w Bydgoszczy, bo startująca w konkursie inna placówka nie była przygotowana do zainstalowania urządzenia PET.

mn

TVP INFO
dziennik.pl

2009/06/25

Pretensje do szefa ursynowskiej rady

Ursynowska opozycja będzie dziś odwoływać Michała Matejkę (PO), szefa ursynowskiej rady. - To reprezentant aroganckiej, nadużywającej władzy grupy działaczy Platformy młodego pokolenia - narzekają radni najsilniejszego opozycyjnego klubu Nasz Ursynów
Opozycja (Nasz Ursynów, PiS, SdPl) ma długą listę pretensji do Michała Matejki. - Nie potrafi rozmawiać z radnymi i mieszkańcami. Rada pod jego przewodnictwem jest niedoinformowana - mówi Piotr Guział (SdPl), lider Naszego Ursynowa.

W cieniu afery

Jego zdaniem to właśnie Matejka jest współodpowiedzialny za przegraną miasta w procesie z Mostostalem Eksport. Ta firma zbudowała halę widowiskowo-sportową przy Hirszfelda z dwuletnim opóźnieniem. Za to powinna wypłacić miastu wielomilionowe odszkodowanie z tytułu kar umownych.
Nie zapłaci, bo urzędnicy przegapili terminy i sprawa się przedawniła. Gdy na początku roku po raz pierwszy opisaliśmy tę sprawę, ursynowska opozycja ochrzciła ją mianem największej afery w dziejach warszawskiego samorządu. Platforma przyznała, że jej urzędnicy popełnili błąd, i zmusiła do dymisji burmistrza dzielnicy Tomasza Mencinę (PO). Jego następczynią została Urszula Kierzkowska.

- Przewodniczący Matejka nie potrafił ułożyć współpracy radnych z zarządem. Gdybyśmy znali sprawę, nie dopuścilibyśmy do tej fatalnej przegranej - mówią radni Naszego Ursynowa.

W działaniach Matejki opozycja dopatruje się nepotyzmu. Szef rady dzięki poparciu partii dostał posadę doradcy ministra zdrowia Ewy Kopacz. Zaś jego żona Karolina Mioduszewska, również ursynowska radna PO, absolwentka politologii, pracuje w Mazowieckiej Jednostce Wdrażania Programów Unijnych. To instytucja, która w założeniu ma sprawnie dzielić unijne dotacje. Jednak ma jedne z najgorszych wyników w kraju. Za to stała się wielkim zbiorem synekur rozdzielanych według partyjnego klucza. Doliczyliśmy się w niej 60 działaczy PO lub ich krewnych.

Nie wiem, jak pracuje żona

- Nepotyzm jest mi obcy. Z załatwianiem pracy dla mojej małżonki nie miałam nic wspólnego. No bo co łączy radę Ursynowa z zarządem województwa? - pyta radny. I dodaje. - W tym, że małżonka tam pracuje, nie widzę nic nagannego. Nie mam pojęcia, czym się tam zajmuje ani na jakim jest stanowisku.

Przemilcza fakt, że Mazowiecka Jednostka Programów Unijnych podlega urzędowi marszałkowskiemu kontrolowanemu przez koalicję PO-PSL i do pracy w niej zgłaszają się z sukcesem partyjni działacze tych partii z całego Mazowsza.

Opozycja ostro krytykuje termin sesji. Matejka zwołał ją bowiem na piątkowy wieczór.

- To żenujące, złośliwe, przecież są wakacje, ludzie planują wyjazdy weekendowe. Pan Matejka robi co może, by zachować stanowisko. Widać musi czuć się bardzo zagrożony, skoro posuwa się do czegoś takiego - mówi radna PiS Katarzyna Polak.

- Radni opozycji zamiast skupić się na konstruktywnej pracy, uprawiają pieniactwo. Guział w ten sposób odreagowuje porażkę w wyborach europejskich - mówi Michał Matejka.

- O wynik głosowania jestem spokojny. Politycy Platformy jednogłośnie poprą Matejkę - zapewnia Marcin Kierwiński, lider klubu PO w radzie miasta.
Gazeta Stoleczna
Dominika Olszewska, Jan Fusiecki

2009/06/24

Radna Małgorzata Załęcka zawieszona

Władze klubu Platformy w Radzie Warszawy zdecydowały we wtorek o zawieszeniu członkostwa Małgorzaty Załęckiej. To reakcja na nasz artykuł, w którym ujawniliśmy, że ta radna łamie prawo, zarabiając na majątku miasta
- Zawieszamy Małgorzatę Załęcką na miesiąc - oświadczył wieczorem Marcin Kierwiński, lider PO w radzie miasta. Taką decyzję podjęło prezydium klubu Platformy po przesłuchaniu radnej.

Ustaliliśmy, że po zdobyciu mandatu zdobyła atrakcyjniejsze mieszkanie komunalne. Ok. 54-metrowe lokum w okolicy pl. Szembeka zamieniła na blisko o 20 metrów większe. Znajduje się ono w lepszej części dzielnicy i można je wykupić nawet z 90-procentową bonifikatą. O ile ta sprawa budzi wśród ekspertów ds. samorządności zastrzeżenia natury moralnej, to w działalności zarobkowej radnej dopatrują się złamania prawa. Okazuje się bowiem, że ma udziały w prywatnej kancelarii prawnej, która wynajmuje od miasta lokal. A ustawa samorządowa na to radnym nie pozwala. Za złamanie tego przepisu radny traci mandat.
Załęcka przyznaje się do udziałów w kancelarii prawnej w oświadczeniu majątkowym. A dziennikarzom "Gazety" oświadczyła, że w niej pracuje. Wczoraj przekonywała szefostwo klubu, że "żadnych udziałów w kancelarii nie ma". - Musimy to wyjaśnić - mówi Kierwiński.

Ligia Krajewska (PO), wiceszefowa Rady Warszawy zapewnia, że jeśli okaże się, iż Załęcka złamała prawo, będzie pozbawiona mandatu. Wtedy jej miejsce zajmie następna osoba z wyborczej listy. Jako że w 2006 r. weszła do rady miasta z listy PiS, będzie to działacz tej partii.

Jan Fusiecki, Dominika Olszewska
Gaztea Stoleczna

Zaradna radna straci mandat?

- Jeśli ta pani złamała prawo, nie będziemy stosować dla niej żadnej taryfy ulgowej - mówi Ligia Krajewska (PO), wiceszefowa Rady Warszawy. To reakcja na nasz tekst, w którym ujawniliśmy, że radna Platformy Małgorzata Załęcka wbrew przepisom prowadzi interesy wykorzystując majątek miasta
Chodzi o jedną z najaktywniejszych warszawskich radnych, której karierę i biznesy opisaliśmy we wczorajszej "Gazecie". Małgorzata Załęcka dostała się do rady miasta z listy PiS, ale kilka miesięcy temu zmieniła barwy polityczne - wstąpiła do klubu PO.

Jak ustaliliśmy, działalność w miejskiej polityce pomogła radnej w staraniach o zamianę mieszkania komunalnego. Gdy została radną, była najemcą 54-metrowego lokum w okolicy pl. Szembeka. Teraz ma już o 20 m większe mieszkanie w lepszej części ul. Grochowskiej, naprzeciw dawnego Instytutu Weterynarii, którego zabytkowe pomieszczenia po generalnym remoncie staną się siedzibą Sinfonii Varsovii. Nowe lokum ma też dodatkową zaletę: w przeciwieństwie do poprzedniego radna może je wykupić nawet z 90-proc. bonifikatą.
Już sama zamiana mieszkania na większe budzi wśród ekspertów ds. samorządności zastrzeżenia natury moralnej. To jednak nie wszystko. Radna zarabia na mieniu miasta, a to jest już łamanie prawa. Ustawa samorządowa zabrania bowiem radnym prowadzenia działalności gospodarczej na majątku gminy. Tymczasem radna Załęcka ma połowę udziałów w kancelarii prawnej swojego życiowego partnera. Lokal wynajmuje on od miasta w kamienicy przy ul. Grochowskiej 279. Prowadzi w nim również biuro radnej.

- To narusza wprost artykuł 24f ustawy samorządowej. Złamanie zawartego w nim zakazu oznacza dla radnego utratę mandatu - mówi Grażyna Kopińska, szefowa Programu przeciw Korupcji Fundacji Batorego.

Wniosek o pozbawienie mandatu powinien złożyć przewodniczący Rady Warszawy. - Zaprosimy tę panią na dzisiejsze posiedzenie naszego klubu. Dopiero po usłyszeniu wyjaśnień podejmiemy decyzję w tej sprawie - mówi Marcin Kierwiński, lider PO w radzie miasta.

- Jeśli potwierdzą się ustalenia "Gazety", nie będzie żadnych ulg. Nie będziemy tolerowali łamania prawa - zapowiada Ligia Krajewska.

gaztea stolecza
Jan Fusiecki, Dominika Olszewska

Zaradna radna straci mandat?

- Jeśli ta pani złamała prawo, nie będziemy stosować dla niej żadnej taryfy ulgowej - mówi Ligia Krajewska (PO), wiceszefowa Rady Warszawy. To reakcja na nasz tekst, w którym ujawniliśmy, że radna Platformy Małgorzata Załęcka wbrew przepisom prowadzi interesy wykorzystując majątek miasta
Chodzi o jedną z najaktywniejszych warszawskich radnych, której karierę i biznesy opisaliśmy we wczorajszej "Gazecie". Małgorzata Załęcka dostała się do rady miasta z listy PiS, ale kilka miesięcy temu zmieniła barwy polityczne - wstąpiła do klubu PO.

Jak ustaliliśmy, działalność w miejskiej polityce pomogła radnej w staraniach o zamianę mieszkania komunalnego. Gdy została radną, była najemcą 54-metrowego lokum w okolicy pl. Szembeka. Teraz ma już o 20 m większe mieszkanie w lepszej części ul. Grochowskiej, naprzeciw dawnego Instytutu Weterynarii, którego zabytkowe pomieszczenia po generalnym remoncie staną się siedzibą Sinfonii Varsovii. Nowe lokum ma też dodatkową zaletę: w przeciwieństwie do poprzedniego radna może je wykupić nawet z 90-proc. bonifikatą.
Już sama zamiana mieszkania na większe budzi wśród ekspertów ds. samorządności zastrzeżenia natury moralnej. To jednak nie wszystko. Radna zarabia na mieniu miasta, a to jest już łamanie prawa. Ustawa samorządowa zabrania bowiem radnym prowadzenia działalności gospodarczej na majątku gminy. Tymczasem radna Załęcka ma połowę udziałów w kancelarii prawnej swojego życiowego partnera. Lokal wynajmuje on od miasta w kamienicy przy ul. Grochowskiej 279. Prowadzi w nim również biuro radnej.

- To narusza wprost artykuł 24f ustawy samorządowej. Złamanie zawartego w nim zakazu oznacza dla radnego utratę mandatu - mówi Grażyna Kopińska, szefowa Programu przeciw Korupcji Fundacji Batorego.

Wniosek o pozbawienie mandatu powinien złożyć przewodniczący Rady Warszawy. - Zaprosimy tę panią na dzisiejsze posiedzenie naszego klubu. Dopiero po usłyszeniu wyjaśnień podejmiemy decyzję w tej sprawie - mówi Marcin Kierwiński, lider PO w radzie miasta.

- Jeśli potwierdzą się ustalenia "Gazety", nie będzie żadnych ulg. Nie będziemy tolerowali łamania prawa - zapowiada Ligia Krajewska.

gaztea stolecza
Jan Fusiecki, Dominika Olszewska

2009/06/23

Zaradna radna straci mandat?

- Jeśli ta pani złamała prawo, nie będziemy stosować dla niej żadnej taryfy ulgowej - mówi Ligia Krajewska (PO), wiceszefowa Rady Warszawy. To reakcja na nasz tekst, w którym ujawniliśmy, że radna Platformy Małgorzata Załęcka wbrew przepisom prowadzi interesy wykorzystując majątek miasta
Chodzi o jedną z najaktywniejszych warszawskich radnych, której karierę i biznesy opisaliśmy we wczorajszej "Gazecie". Małgorzata Załęcka dostała się do rady miasta z listy PiS, ale kilka miesięcy temu zmieniła barwy polityczne - wstąpiła do klubu PO.

Jak ustaliliśmy, działalność w miejskiej polityce pomogła radnej w staraniach o zamianę mieszkania komunalnego. Gdy została radną, była najemcą 54-metrowego lokum w okolicy pl. Szembeka. Teraz ma już o 20 m większe mieszkanie w lepszej części ul. Grochowskiej, naprzeciw dawnego Instytutu Weterynarii, którego zabytkowe pomieszczenia po generalnym remoncie staną się siedzibą Sinfonii Varsovii. Nowe lokum ma też dodatkową zaletę: w przeciwieństwie do poprzedniego radna może je wykupić nawet z 90-proc. bonifikatą.
Już sama zamiana mieszkania na większe budzi wśród ekspertów ds. samorządności zastrzeżenia natury moralnej. To jednak nie wszystko. Radna zarabia na mieniu miasta, a to jest już łamanie prawa. Ustawa samorządowa zabrania bowiem radnym prowadzenia działalności gospodarczej na majątku gminy. Tymczasem radna Załęcka ma połowę udziałów w kancelarii prawnej swojego życiowego partnera. Lokal wynajmuje on od miasta w kamienicy przy ul. Grochowskiej 279. Prowadzi w nim również biuro radnej.

- To narusza wprost artykuł 24f ustawy samorządowej. Złamanie zawartego w nim zakazu oznacza dla radnego utratę mandatu - mówi Grażyna Kopińska, szefowa Programu przeciw Korupcji Fundacji Batorego.

Wniosek o pozbawienie mandatu powinien złożyć przewodniczący Rady Warszawy. - Zaprosimy tę panią na dzisiejsze posiedzenie naszego klubu. Dopiero po usłyszeniu wyjaśnień podejmiemy decyzję w tej sprawie - mówi Marcin Kierwiński, lider PO w radzie miasta.

- Jeśli potwierdzą się ustalenia "Gazety", nie będzie żadnych ulg. Nie będziemy tolerowali łamania prawa - zapowiada Ligia Krajewska.
Gazeta Stołeczna
Dominika Olszewska, Jan Fusiecki

2009/06/22

Od Leppera do Tuska, czyli zaradna radna

Miała skromne mieszkanie przy pl. Szembeka. Gdy została radną Platformy, sprawy nabrały pomyślnego biegu: dostała od miasta większe lokum i biuro. Ma widoki na pomoc prezydent Warszawy w staraniach o uznanie ojcostwa księcia Seweryna Czetwertyńskiego
Chodzi o radną Małgorzatę Załęcką, nowy nabytek rządzącego radą miasta klubu Platformy. Karierę polityczną rozpoczęła na początku dekady: w 2001 r. bezskutecznie starała się o mandat w sejmie z listy Samoobrony. A cztery lata później z Ogólnopolskiej Listy Obywatelskiej OKO firmowanej przez Stanisława Tymińskiego. - Stanisław Tymiński napędza nas i zachęca, żebyśmy szli naprzód - mówiła w 2005 r. w radiowej "Trójce".

Dziś podaje inne motywy. - Do OKO przystąpiłam, bo działał tam Albert Czetwertyński. A jestem nieuznaną jeszcze oficjalnie córką jego krewnego, księcia Seweryna Czetwertyńskiego z jego związku ze znaną w latach 50. ub. wieku artystką zespołu Śląsk Androną Linartas - ujawnia radna. Choć oboje wypierają się Załęckiej, radna jest pewna swojego pochodzenia. Sprawa jest w sądzie. W rozmowie z nami zdradza, że w tej sprawie liczy na wstawiennictwo samej prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz (PO).
Przez wiele lat jako lokatorka mieszkania komunalnego przy pl. Szembeka starała się o jego zamianę. Udało się to dopiero, gdy w 2006 r. dostała się do Rady Warszawy z listy PiS. - Wcześniej, gdy byłam zwykłą petentką nikt z urzędników nie chciał mnie słuchać. Gdy zostałam radną, sprawy nabrały tempa - tłumaczy Załęcka.

Jako radna załatwiła ekspertyzę, z której wynikało, że kamienica w której mieszkała, nadaje się do rozbiórki. Dzięki temu wskoczyła na początek kolejki oczekujących na przydział lokalu komunalnego. Gdy zaczęła kuluarowe rozmowy z Platformą o wejściu w jej szeregi, padła wreszcie dobra oferta. Za 54-metrowe w rejonie pl. Szembeka radna dostała o blisko 20 m kw. większe, w lepszej części ul. Grochowskiej. - Poprzednie propozycje były fatalne: jedno przy skupisku Cyganów, drugie mniejsze od poprzedniego. Jak już zamieniać, to na coś lepszego - mówi Andrzej Wilk, wspólnik i partner życiowy radnej. Obecny dom Załęckiej mieści się naprzeciw parku i siedziby Sinfonii Varsovii. Nowe mieszkanie ma też inną zaletę: można je wykupić nawet z 90-proc. bonifikatą. Przy pl. Szembeka było to niemożliwe, bo roszczenia zgłosił przedwojenny właściciel.

- Od lat apelujemy do radnych, aby w trakcie swojej kadencji nie polepszali sobie warunków mieszkaniowych spraw kosztem wspólnego, miejskiego majątku. Radny przecież kontroluje urzędników; jest osobą wpływową i taka sytuacja zawsze rodzi podejrzenie, że nadużył swojego stanowiska - mówi Grażyna Kopińska, szefowa programu Przeciw Korupcji Fundacji Batorego.

Miesiąc temu Małgorzata Załęcka otworzyła z Andrzejem Wilkiem kancelarię prawno-księgową w kamienicy. Mieści się na dole kamienicy, pod ich wspólnym mieszkaniem. W tym samym lokalu Załęcka prowadzi też biuro radnej miasta.

Ponad 30 m kw. pod kancelarię i biuro wynajął od dzielnicy Andrzej Wilk. - Służymy tu ludziom radami. Ja przyjmuję jako radna interwencje, a pan mecenas udziela porad prawnych. Doradza głównie w sprawach lokalowych - przyznaje Załęcka. Problem jednak w tym, że jest ona współwłaścicielką kancelarii.

- Ustawa samorządowa w sposób jednoznaczny zabrania prowadzenia działalności gospodarczej na mieniu gminy. Tymczasem ta radna przyznaje się, że ma 50 proc. udziałów w kancelarii, która działa w miejskim lokalu. Za to powinna stracić mandat radnej - twierdzi Grażyna Kopińska.

Nowy nabytek PO

- W ostatnich wyborach startowałam z listy PiS, ale zawiodłam się na tym ugrupowaniu. Proponowano mi, bym donosiła na moich kolegów klubowych, na co nie wyraziłam zgody - mówi Małgorzata Załęcka.

Czarę goryczy przepełnił ubiegłoroczny pożar w jej kamienicy. - O pracę zwróciłam się do kolegów z PiS. I nie otrzymałam pomocy - żali się radna.

Wtedy, jak wspomina, zauważyła, że najwartościowsi są radni PO i urzędnicy prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. - Do wstąpienia do klubu Platformy namawiała mnie m.in. Ewa Malinowska-Grupińska [PO, szefowa Rady Warszawy] - relacjonuje radna. I chwali się "doskonałymi" kontaktami z wysokimi urzędnikami, przede wszystkim z wiceprezydentem Andrzejem Jakubiakiem, odpowiedzialnym za nieruchomości.

Biedna czy bogata

W 2006 r., starając się o mandat radnej miasta, Załęcka nie szczędzi grosza na kampanię. - Przedstawiła się nam jako osoba biedna, lokatorka skromnego mieszkania komunalnego, samotna matka. A tu nagle na kampanię wydała majątek - opowiada działacz PiS.

Radna przyznaje, że kampanię miała widoczną, wynajęła m.in. kilkudziesięciu studentów, którzy chodzili w najruchliwszych miejscach Pragi oblepieni jej plakatami. - Zapożyczyliśmy się wtedy bardzo - wyznaje Andrzej Wilk, partner i wspólnik Załęckiej.

Gdy w 2006 r. Załęcka dostaje się do rady miasta, jest najemcą 54-metrowego mieszkania komunalnego przy ul. Grochowskiej 152. - Budynek był w fatalnym stanie. Gdy zostałam radną, inspektor nadzoru budowlanego po wykonaniu ekspertyzy odkrywkowej orzekł, że kamienica grozi zawaleniem - wspomina Małgorzata Załęcka.

Dzięki temu radna trafia na początek kolejki lokatorów czekających na przydział lokalu komunalnego. Czas mijał, ale nowego mieszkania wciąż nie dostawała. Los odmienił się dopiero, gdy w kamienicy przy Grochowskiej 152 wybuchł ogień.

- Pożar rozniecił notoryczny pijak. Ściągał przewody elektryczne z pustych mieszkań, potem wypalał plastik, a miedź sprzedawał. No i stała się tragedia. Zasnął pijany, a ogień się rozprzestrzenił - opowiada Załęcka. Szczęściem nikomu nic się nie stało.

Tragiczne zdarzenie zbiega się w czasie z kuluarowymi staraniami o przyjęcie do PO. Sprawy mieszkaniowe radnej nabierają przyspieszenia. Dzielnica znajduje jej wreszcie odpowiednie lokum - przeszło 70-metrowe mieszkanie przy ul. Grochowskiej 279. Kamienica mieści się naprzeciwko dawnego Instytutu Weterynarii, najcenniejszego zabytku Grochowa. W sąsiedztwie jest również grodzony park, centrum kultury, urząd dzielnicy.

- To też Grochowska, ale ta lepsza. Tutaj jest cywilizacja - cieszy się partner życiowy Małgorzaty Załęckiej.
Gdy radna wprowadza się do nowego mieszkania, rozpoczyna kolejną walkę. Tym razem ze stojącymi na podwórzu komórkami. - Zbierali się tu pijaczkowie i miejscowi chuligani. Nie można było wytrzymać - relacjonuje.

Problem rozwiązują kolejne pożary. Ogień tak zniszczył komórki, że w maju br. zostają w końcu rozebrane.
- Stały tu kilkadziesiąt lat. Bardzo się do nich przyzwyczailiśmy. Nowych nikt nie wybuduje - narzeka Andrzej Kuryłowicz, mieszkaniec kamienicy obok.

Nieznany mecenas

Małgorzata Załęcka miesiąc temu otworzyła biuro radnej w suterenie pod swoim nowym mieszkaniem. Udaliśmy się na jej dyżur. Na miejscu okazało się, że w tym samym lokalu i pod identycznym numerem telefonu działa również kancelaria prawno-księgowa Andrzej Wilk i Wspólnicy.

Gdy wchodzimy do biura, zastajemy dwie osoby. Przy biurku naprzeciwko drzwi siedzi radna Załęcka, obok niej Andrzej Wilk. - Ja przyjmuję jako radna interwencje, a pan mecenas udziela porad prawnych. - mówi Małgorzata Załęcka.

Gdy pytamy, radna Załęcka przyznaje się do związku z mecenasem. Nie kryje radości, że pracuje z bliskim jej człowiekiem. Z wykształcenia jest dziennikarką, ale chce zostać prawnikiem. Studiuje teraz prawo na prywatnej uczelni.

W oświadczeniu majątkowym radna Załęcka pisze, że jest współwłaścicielką kancelarii adwokata Andrzeja Wilka.

- Ten pan może jest prawnikiem, ale na pewno nie adwokatem. Nie ma go w naszym rejestrze. Jeśli podaje się za adwokata, to jest oszustem. A za to grozi odpowiedzialność karna - mówi Paweł Rochowicz, rzecznik Naczelnej Rady Adwokackiej.
Dominika Olszewska, Jan Fusiecki
Gazeta Stołeczna

2009/06/19

Zatrzymany za posiadanie narkotyków Atamańczuk zostanie posłem

Cezary Atamańczuk oskarżony przez szczecińską prokuraturę o posiadanie narkotyków zostanie posłem w miejsce wybranego do europarlamentu Sławomira Nitrasa
- Nie wykluczam, że będę w Sejmie walczył o zmianę prawa, które prowadzi młodych ludzi za kratki za posiadanie jednego jointa - powiedział "Gazecie" w czwartek wieczorem Atamańczuk, który od wielu dni jest nieuchwytny dla swoich byłych kolegów z Platformy Obywatelskiej.

Ponieważ nie udało im się z nim skontaktować, późnym popołudniem wydali oświadczenie wzywające go do nieprzyjmowania mandatu posła. On jednak już to zrobił, podpisał w czwartek stosowny dokument.
Kiedy kilka miesięcy temu stało się jasne, że lider szczecińskiej PO poseł Sławomir Nitras będzie kandydował do europarlamentu, zastanawiano się, co zrobić z problemem mającego kłopoty z prawem Atamańczuka, który w ostatnich wyborach do parlamentu był następny za Nitrasem. Wtedy jednak Atamańczuk obiecał, że w razie wyboru Nitrasa do parlamentu Europejskiego nie przyjmie mandatu. Podpisał nawet stosowne oświadczenie.

- Podpisałem to oświadczenie dwa i pół miesiąca temu - powiedział nam Atamańczuk. - Przemyślałem wszystko i doszedłem do wniosku, że nie mogę zawieść swoich wyborców. Jeden incydent nie może przekreślić mojego życia. Udowodnię, że zasłużyłem na ten mandat.

Atamańczuk przywołuje przykład obecnego prezydenta USA, a także Billa Clintona i Donalda Tuska, którzy publicznie przyznali się do palenia w młodości marihuany.

W Sejmie chce się zając się m.in. zmianą zbyt rygorystycznego, jego zdaniem, prawa w tym zakresie.

Wpadka Atamańczuka z trawką

14 listopada 2008 r. uwagę cywilnego patrolu policji zwrócił golf zaparkowany na leśnej drodze pod Szczecinem. W środku siedzieli samorządowiec z Polic Cezary Atamańczuk i przewodniczący sejmiku województwa zachodniomorskiego Michał Łuczak. Obaj z PO. Palili trawkę. Już następnego dnia zostali wyrzuceni z partii. Potem zrzekli się swoich funkcji. Sprawę Łuczaka prokuratura umorzyła, bo marihuana nie były jego. Atamańczuka oskarżono o posiadanie nieznacznej ilości narkotyków.


Źródło: Gazeta Wyborcza Szczecin
Adam Zadworny

2009/06/16

Jak marszałek z wojewodą gasi strażaków

Na wsparcie Państwowej Straży Pożarnej marszałek Mazowsza Adam Struzik (PSL) znalazł tylko 1 mln zł. Za to Ochotnicza Straż Pożarna, której szefem jest lider ludowców Waldemar Pawlak, dostanie w tym roku z kasy województwa aż 13 mln zł.
Radni sejmiku zdecydowali wczoraj o wsparciu państwowej straży pożarnej kwotą 1 mln zł. Te pieniądze pójdą na zakup: samochodów gaśniczych, podnośników hydraulicznych czy cysterny pożarniczej.

- Zależy nam na podnoszeniu poziomu bezpieczeństwa mieszkańców Mazowsza - ogłosił wczoraj z dumą marszałek Struzik.
- Jestem niezmiernie wdzięczny marszałkowi za troskę o strażaków - dodał odpowiedzialny za bezpieczeństwo w regionie Jacek Kozłowski (PO), wojewoda mazowiecki.

Na ochotników i prowincję

Krótkie przemówienie wojewody radni Platformy nagrodzili gromkimi brawami. Dobry nastrój popsuł Jan Osiej, radny klubu PO i zarazem wiceszef mazowieckiego komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej.

- W tym roku Ochotnicza Straż Pożarna (OSP) dostanie od województwa 13 mln zł. A państwowa - tylko 1 mln zł. A przecież 75 proc. pożarów na Mazowszu gasimy my, a OSP tylko 25 proc. Gdzie tu sprawiedliwość? - pytał na sesji sejmiku Osiej.

Zawodowi strażacy nie kryją goryczy. - Marszałek daje nam ochłapy, a sam hojnie obdarowuje przybudówkę swojej partii. Przez wyborami w placówkach OSP wisiały plakaty wyborcze PSL. I oni będą mieli nowe auta, a my musimy obejść się smakiem - żali się nam strażak z PSP.

- To prawda, marszałek Struzik bardzo o nas dba. Bez jego pomocy byłoby z nami krucho - zapewnia Dariusz Wojnowski z OSP.

Mniej zadowoleni zawodowi strażacy zauważają, że podział i tak skromnej, milionowej dotacji ominie Warszawę. Radni zdecydowali, że trafi do 16 państwowych komend (na Mazowszu jest ich 38). Żadna z wytypowanych nie mieści się w Warszawie.

Wojewoda żąda oszczędności

Na Mazowszu jest 1937 jednostek OSP. Tylko niektóre mają specjalistyczne sprzęty gaśnicze. Dlatego wszystkie najniebezpieczniejsze akcje obsługuje Państwowa Straż Pożarna. Wiele z nich kończy się uszkodzeniem drogiego sprzętu. Na dodatek OSP, nawet gdy dostanie sygnał o pożarze, nie musi do niego jechać. Większość strażaków ochotników pracuje bowiem zawodowo w ciągu dnia nie może brać udziału w akcjach.

Za to zawodowi strażacy muszą być na każde zawołanie. - Państwowa Straż Pożarna jest w dobrej sytuacji, bo ma pieniądze z budżetu państwa. A OSP jest na utrzymaniu gminy. Dawaliśmy pieniądze na OSP i dalej będziemy to robić - broni się marszałek Struzik, który zasiada we władzach krajowych OSP.

Problem w tym, że tak w trudnej sytuacji finansowej jak dziś mazowiecka straż pożarna nie była od lat. W tym roku rząd z powodu kryzysu zażądał od wojewodów cięcia kosztów. Jacek Kozłowski (PO) obciął budżety państwowych komend. Zamroził 10 mln zł, które miały pójść na zakup niezbędnego sprzętu. Kolejne 5 mln zł strażacy mają oszczędzić na tzw. wydatkach bieżących. - Jest kryzys i żądam oszczędności. Zawsze można wydać mniej na paliwo, papier czy rękawice ochronne - tłumaczy Kozłowski.

Strażacy nie kryją oburzenia. Komenda powiatowa w Sierpcu zamiast blisko 500 tys. zł, na utrzymanie dostanie w tym roku tylko ponad 200 tys. zł. - Jesteśmy na granicy wytrzymałości. Brakuje nam na wszystko. A oszczędzanie na papierze czy rękawicach na niewiele się zda. Do końca roku musimy kupić samochód za 500 tys. zł do gaszenia pożarów w wysokich budynkach - żali się Józef Chmielewski, szef komendy powiatowej w Sierpcu.

Komenda powiatowa w Otwocku nie ma za co wyremontować cysterny i samochodu gaśniczego. W tym roku, by obniżyć koszty, otwoccy strażacy jeszcze w zimę zrezygnowali z ogrzewania swojej komendy. - Oszczędzanie na paliwie to fikcja. Jeździmy przecież tylko na akcje. Politykom łatwo powiedzieć, że trzeba ciąć koszty. My nie mamy na czym - twierdzi Mariusz Zabrocki, szef komendy z Otwocku.
Gazeta Stołeczna
Dominika Olszewska

2009/06/01

Masa Krytyczna żąda wyjaśnień od ratusza

Rowerowa Masa Krytyczna pojedzie w piątek wieczorem głównymi ulicami Warszawy. Cykliści czekają na wyjaśnienia ze strony prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz w sprawie budowy ścieżek.
Rowerzyści zbierają się o godz. 18. na pl. Zamkowym. Liczą, że pojawi się tam też pani prezydent i wyjaśni, dlaczego nie realizuje obietnic wyborczych w sprawie infrastruktury dla rowerów. W zeszłym roku nie wydano większości pieniędzy przeznaczonych na budowę ścieżek. Od kilku lat nie może powstać droga rowerowa na ul. Waryńskiego. Praktycznie nie ma ich w Śródmieściu.

Kierowcy muszą się liczyć z tym, że przejazd rowerzystów spowoduje utrudnienia. Ok. godz. 18.20-18.30 wyruszą z pl. Zamkowego i potem pojadą: Krakowskim Przedmieściem, Nowym Światem, Al. Jerozolimskimi, Marszałkowską, Waryńskiego, zawrócą na rondzie Jazdy Polskiej i dalej Waryńskiego, Piękną, Al. Ujazdowskimi, Książęcą, Ludną, Wisłostradą, Nowy Zjazdem, Dobrą, Tamka, Mostem Świętokrzyskim, Sokolą, Zamoyskiego, Grochowską, al. Waszyngtona, mostem Poniatowskiego, Al. Jerozolimskimi, Nowym Światem, Świętokrzyską, al. Jana Pawła II, Stawki, Muranowską, Bonifraterską, Miodową, Senatorską na pl. Zamkowy. Ok. godz. 21 odbędzie się tam koncert zespołu Płyny.
smik
Gazeta Stołeczna

Pomogli wygrać PO, dostają rządowe zlecenia

Grupa Eskadra, agencja reklamowa, która była zaangażowana w kampanię wyborczą Platformy Obywatelskiej dostaje zlecenia z rządu. W większości bez przetargu – wynika z ustaleń serwisu internetowego tvp.info. Z agencją związany jest Adam Łaszyn, ekspert od wizerunku, który przed wyborami szkolił Donalda Tuska. – Złamania prawa nie ma, ale wątpliwości etyczne pozostają – oceniają eksperci.
Grupa Eskadra to konsorcjum firm zajmujących się marketingiem. Przed wyborami w 2007 roku spółki z Grupy Eskadra odpowiadały za kampanię Platformy Obywatelskiej w prasie i na billboardach. Eskadra zaprojektowała m.in. kontrowersyjne plakaty, na których widniał napis „rządzi PiS, a Polakom wstyd”. Stworzyła też serwis internetowy Platformy Obywatelskiej i odpowiadała za tzw. marketing wirusowy, czyli krótkie filmy kierowane do internautów.

Z ustaleń serwisu internetowego tvp.info wynika, że od czasu wyborów wygranych przez PO spółki z Grupy Eskadra otrzymały z Ministerstwa Rozwoju Regionalnego sześć zleceń za łączną sumę prawie trzech i pół miliona złotych. Dotyczyły m.in. produkcji spotów telewizyjnych promujących fundusze europejskie.

Tylko w przypadku jednego ze zleceń zastosowano procedurę przetargową, zresztą uproszczoną. Pozostałe przyznano bez przetargu. Jak to możliwe? Ministerstwo powołuje się m.in. na furtkę w prawie zamówień publicznych, dzięki której produkcję spotów telewizyjnych można zlecać z wolnej ręki.

Zdaniem rzeczniczki Ministerstwa Rozwoju Regionalnego Anny Konik-Żurawskiej, wybierając firmę „Grupa Eskadra”, resort kierował się wyłącznie kompetencjami. – Fakt, że dana firma pracowała przy kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej, nie ma żadnego znaczenia – twierdzi. – Zresztą Grupa Eskadra pracowała dla naszego resortu także za rządów PiS – dodaje.

Podobnie uważa prezes Grupy Eskadra Sebastian Oprządek. – Jesteśmy firmą komercyjną, która pracuje dla różnych klientów. Fakt, że współpracowaliśmy z PO, nie ma żadnego związku z kontraktami, które zdobywamy dzisiaj. Zazwyczaj jest to efekt wygranego przetargu – mówi. – Zlecenia z instytucji rządowych i publicznych realizowaliśmy również za czasów PiS, przykładowo dla Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Byliśmy też współodpowiedzialni za promocję polskiej kandydatury do organizacji Euro 2012 – dodaje Oprządek.

Zdaniem prof. Antoniego Kamińskiego, byłego prezesa polskiego oddziału Transparency International, sprawa rządowych zleceń dla firmy współpracującej z PO podczas kampanii wyborczej może budzić jednak wątpliwości. – Z punktu widzenia ściśle formalnego sprawa jest czysta, bo prawo nie zostało złamane. Z punktu widzenia etycznego już taka nie jest. Podobnych informacji o działalności PO jest coraz więcej. Pozycja Polski w międzynarodowych rankingach dotyczących korupcji może niestety znów zacząć się obniżać – alarmuje prof. Kamiński.

Z Grupą Eskadra związany jest Adam Łaszyn. To ekspert od wizerunku politycznego, który przygotowywał Donalda Tuska do debaty wyborczej z Jarosławem Kaczyńskim, a po wyborach szkolił posłów PO. Łaszyn jest szefem rady nadzorczej oraz jednym z założycieli i głównych firmy Eskadra Publica, wchodzącej w skład Grupy Eskadra.

– Uzasadnione stają się podejrzenia, że za pomocą rządowych kontraktów PO może spłacać jakiś dług wobec Grupy Eskadra i Adama Łaszyna – mówi rzecznik klubu parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak. Przypomina, że kontrowersje odnośnie kontaktów Łaszyna z rządem Tuska pojawiały się już wcześniej. Dziennik „Metro” doniósł niedawno, że oprócz firmy Work Service związanej z senatorem Tomaszem Misiakiem, kontrakt z zamykanymi stoczniami dostała też firma Alert Media, której głównym udziałowcem i prezesem jest Łaszyn.

Z ustaleń serwisu internetowego tvp.info wynika, że ta sama firma dostała również zlecenie z Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. Na początku 2008 roku przeprowadziła w resorcie szkolenia dotyczące kontaktów z mediami. Kontrakt o wartości około 34 tysięcy złotych Alert Media dostała bez przetargu.

– Pracowników administracji rządowej firma Alert Media szkoliła także za czasów SLD i PiS. Można się spodziewać, że będzie to robić również za dowolnej przyszłej koalicji – mówi Adam Łaszyn. – A jeśli chodzi o zlecenia z Ministerstwa Rozwoju Regionalnego dla Grupy Eskadry, to nie miałem o nich zielonego pojęcia – zapewnia.

W podobnym duchu wypowiada się wiceszef klubu PO Waldy Dzikowski. - Współpraca z partią polityczną nie jest zbrodnią. Jeśli będziemy zbyt rygorystycznie podchodzić do tych kwestii, żadna z liczących się firm marketingowych nie będzie się podejmowała współpracy z partią polityczną, skoro miałoby to oznaczać jakiś wilczy bilet – mówi Dzikowski. – Zresztą forma bezprzetargowa nie oznacza wcale, że nie były prowadzone rozmowy z innymi potencjalnymi wykonawcami. Widocznie ta firma okazała się po prostu najlepsza! – dodaje.
Wiktor Ferfecki
www.tvp.info

Gronkiewicz-Waltz opłacana przez koncern

Szefowie medialnej spółki ITI, która niedawno dostała prawie pół miliarda z kasy Warszawy, wcześniej wpłacali pieniądze na kampanię Hanny Gronkiewicz-Waltz. "Newesweek" ustalił, że w 2005 roku szefowie koncernu dokonali specjalnie opisanych wpłat na konto Platformy Obywatelskiej.
Koncern ITI - kontrolujący m.in. telewizje TVN i TVN24 oraz portal Onet.pl - jest także właścicielem stołecznego klubu piłkarskiego Legia. W ubiegłym roku decyzją władz Warszawy, rządzonej przez prezydent Hannę Gronkiewicz Waltz z PO, ITI otrzymało 456 mln złotych dofinansowania do budowy nowego stadionu Legii. To najwyższa subwencja sportowa w historii stołecznego samorządu.
Według ustaleń "Newsweeka" szefowie ITI wpłacali pieniądze na kampanię wyborczą obecnej prezydent Warszawy. Tygodnik dotarł do historii konta wyborczego Platformy Obywatelskiej z wyborów parlamentarnych 2005 roku, w których Gronkiewicz-Waltz starała się o mandat poselski.

23 września wpłynęły na rachunek PO dwie, identycznie opisane wpłaty przeznaczone na jej kampanię. Współzałożyciel ITI Jan Wejchert oraz prezes koncernu Wojciech Kostrzewa przelali ze swoich kont po 10 tys. zł z wyraźnym dopiskiem "na kampanię Hanny Gronkiewicz-Waltz".

Prezydent zapewnia, że podejmując decyzje nie kieruje się interesami sponsorów swojej kampanii. "Wśród wpłacających na moją kampanię mogą znajdować się osoby, które dokonywały wpłat bez uzgodnień ze mną i bez kontaktu z moim sztabem" - tłumaczy.

Przyznanie pół miliarda ITI wywołało polityczną burzę, wykraczającą daleko poza lokalną, stołeczną politykę. Politycy PiS sugerowali, że Platforma w ten sposób "kupiła" przychylność telewizji TVN. Jarosław Kaczyński oświadczył, że decyzja o przeznaczeniu miejskich środków na stadion Legii to przykład "dziwnych powiązań". Grupa ITI pozwała go za to do sądu.

Władze koncernu tłumaczyły, że dofinansowanie budowy to rzecz naturalna, bo teren należy do miasta, a klub jest tylko dzierżawcą. Podobnie mówi Hanna Gronkiewicz-Waltz. "Ratusz inwestuje w swoją własność" - tłumaczy „Newsweekowi” prezydent. I odbija piłeczkę: "Stadion jest dzierżawiony na mocy umowy podpisanej w 2006 roku przez ówczesnego komisarza Warszawy Kazimierza Marcinkiewicza".
Szefowie ITI na pytania "Newsweeka" o sponsorowanie polityków nie odpowiedzieli.

PC

newsweek.pl

Szefowie ITI wsparli kampanię Gronkiewicz-Waltz

Szefowie medialnego koncernu ITI, który niedawno dostał prawie pół miliarda z kasy Warszawy, wcześniej wpłacali pieniądze na kampanię Hanny Gronkiewicz-Waltz — ustalił „Newsweek”.

Koncern ITI — kontrolujący m.in. telewizje TVN i TVN24 oraz portal Onet.pl — jest też właścicielem stołecznego klubu piłkarskiego Legia. W ubiegłym roku decyzją władz Warszawy, rządzonej przez prezydent Hannę Gronkiewicz Waltz (PO), ITI otrzymało 456 mln zł dofinansowania do budowy nowego stadionu Legii. To najwyższa subwencja sportowa w historii stołecznego samorządu.
Wedle ustaleń „Newsweeka” wcześniej szefowie ITI wpłacali pieniądze na kampanię wyborczą obecnej prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Dotarliśmy do historii konta wyborczego Platformy Obywatelskiej z wyborów parlamentarnych 2005 r., w których Gronkiewicz-Waltz starała się o mandat poselski. 23 września wpłynęły na rachunek PO dwie, identycznie opisane wpłaty przeznaczone na jej kampanię. Współzałożyciel ITI Jan Wejchert oraz prezes koncernu Wojciech Kostrzewa przelali ze swych kont po 10 tys. zł z wyraźnym dopiskiem „na kampanię Hanny Gronkiewicz-Waltz”.


Pani prezydent zapewnia, że podejmując decyzje nie kieruje się interesami sponsorów swej kampanii. — Wśród wpłacających na moją kampanię mogą znajdować się osoby, które dokonywały wpłat bez uzgodnień ze mną i bez kontaktu z moim sztabem — tłumaczy.

Przyznanie pół miliarda ITI wywołało polityczną burzę, wykraczającą daleko poza lokalną, stołeczną politykę. Politycy PiS sugerowali, że Platforma w ten sposób „kupiła” przychylność telewizji TVN. Jarosław Kaczyński oświadczył, że decyzja o przeznaczeniu miejskich środków na stadion Legii to przykład „dziwnych powiązań”. Grupa ITI pozwała go za to do sądu. „Oburza skala i częstotliwość powtarzanych kłamstw” — napisał w specjalnym oświadczeniu prezentowanym w „Faktach” TVN prezes ITI Wojciech Kostrzewa. Władze koncernu tłumaczyły, że dofinansowanie budowy to rzecz naturalna, bo teren należy do miasta, a klub jest tylko dzierżawcą. Podobnie mówi Hanna Gronkiewicz-Waltz. - Ratusz inwestuje w swoją własność - tłumaczy „Newsweekowi” pani prezydent. I odbija piłeczkę: - Stadion jest dzierżawiony na mocy umowy podpisanej w 2006 roku przez ówczesnego komisarza Warszawy Kazimierza Marcinkiewicza.
Szefowie ITI na nasze pytania o sponsorowanie polityków nie odpowiedzieli.
Andrzej Stankiewicz
Newsweek.pl