2007/08/29

Rozmowa z Marcinem Kierwińskim

DOMINIKA OLSZEWSKA: Jak pan trafił do Portów Lotniczych?
MARCIN KIERWIŃSKI: Złożyłem aplikację, jeśli tak można powiedzieć na konkurs. I wygrałem.
Jakie ma pan kwalifikacje?
- Siedem lat pracowałem jako menedżer w prywatnej spółce. Zajmowałem się głównie zakupami i informatyką.
Ale bycie menedżerem w prywatnej firmie nie daje kwalifikacji do zarządzania budową lotniska.
- Byłem członkiem zarządu Maxfilmu.
A jakie miał pan kwalifikacje do zasiadania w zarządzie Maxfilmu?
- Siedem lat byłem menedżerem.
Ale dlaczego został pan wybrany do zarządu?
- Bo jestem fachowcem.
Członek zarządów dwóch spółek, których właścicielem jest województwo mazowieckie. Czy miała znaczenie pana przynależność do PO?
- Głęboko wierzę, że zostałem wybrany jako fachowiec.
Jak duży teren ma spółka Porty Lotnicze?
- Jestem w tej spółce pięć dni. Dopiero się tego typu informacji uczę.
A ile ma kosztować budowa lotniska?
- Złapała mnie pani na samym początku mojej pracy w tej spółce. Chętnie porozmawiam o detalach później.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

Partyjny lot Platformy na Modlin

Platforma sięga po metody PiS i PSL. Po przejęciu władzy na Mazowszu dzieli lukratywne stanowiska między swoich. Marcina Kierwińskiego, sekretarza warszawskiej PO, partia przerzuciła z branży filmowej na front budowy nowego lotniska.
Otwarcie lotniska w Modlinie spóźnione jest już co najmniej o dwa lata. Kontrolowane przez koalicję PO-PSL władze województwa kierują tam więc swoich najlepszych ludzi. Nowym wiceprezesem spółki Port Lotniczy Warszawa Modlin (właściciel 300 hektarów ziemi w Modlinie, ma zrealizować inwestycję wartą ok. 260 mln zł) został 31-letni Marcin Kierwiński. Lotnisk dotychczas nie budował, tylko partię. Jest jednym z najbardziej wpływowych działaczy warszawskiej Platformy, sekretarzem warszawskiej i mazowieckiej organizacji, stołecznym radnym. O jego zatrudnieniu zdecydowała kontrolowana przez PO i PSL rada nadzorcza spółki Port Lotniczy Warszawa Modlin. Na jej czele stoi Marek Miesztalski, skarbnik województwa z rekomendacji PSL, jeden z najbardziej zaufanych marszałka Adama Struzika.
Nie jest tajemnicą, że PO i PSL pedantycznie dzielą stanowiska w urzędzie marszałkowskim i zależnych od niego spółkach. Pisaliśmy, że partyjne poparcie muszą mieć niemal wszyscy pracownicy: od młodszych inspektorów po dyrektorów, członków rad nadzorczych i prezesów spółek. Nawet szefowie podlegających urzędowi marszałkowskiemu ośrodków ruchu drogowego legitymują się partyjną rekomendacją.
Jednak Marek Miesztalski upiera się, że o nominacji Kierwińskiego przesądziły kwalifikacje. - Wygrał konkurs. Posiada doświadczenie, bo wcześniej pracował w innej spółce. Naprawdę nie wiedziałem, że jest działaczem PO. Słabo się orientuję w personaliach politycznych - mówi. Także Piotr Okienczyc, prezes Portu Lotniczego Warszawa Modlin, zapewnia, że przynależność partyjna Kierwińskiego nie miała znaczenia. - Pracował już w różnych spółkach, ale nazw nie pamiętam. Wygląda na to, że ma kwalifikacje - mówi.
Ustaliliśmy, że firmą, w której Kierwiński zdobywał doświadczenie niezbędne do prowadzenia budowy lotniska, był Maxfilm, inna spółka województwa mazowieckiego. W marcu wszedł do jej zarządu. Maxfilm zajmuje się głównie budową i zarządzaniem kinami. Ostatnio zbudował kino Praha, zarządza m.in. kinem Wisła. - Kierwiński to miły człowiek, o wysokiej kulturze. U nas radził sobie znakomicie. Odszedł do Portów, bo chciał tam trafić. Widocznie tamte zagadnienia są bliższe jego duszy - mówi Krzysztof Andracki, popierany przez PO szef Maxfilmu.
Kierwiński nie chce ujawnić dochodów na nowym stanowisku. Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, zarabia ok. 9 tys. zł. Oprócz tego dostaje dietę warszawskiego radnego (2,5 tys. zł).
Na praktykach koalicji działaczy PO suchej nitki nie zostawia Andrzej Celiński, mazowiecki radny LiD: - Gdy tylko jakaś partia wygrywa wybory, natychmiast jej działacze trafiają na intratne stanowiska w różnych publicznych spółkach. To demoralizujące. Powinien być ustawowy zakaz obejmowania takich stanowisk dla działaczy partyjnych. Albo ktoś chce robić politykę, albo pieniądze.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Autor: Dominika Olszewska

2007/08/22

Pustka Platformy Obywatelskiej

Być może będą wcześniejsze wybory. Być może wygra je Platforma Obywatelska. Warto więc przyjrzeć się tej partii nieco bliżej, skoro może to być partia rządząca, a przynajmniej współrządząca. Cały czas przedmiotem analiz, a najczęściej krytyki, jest PiS. Taki już los rządzących. Dlatego trzeba z wyprzedzeniem patrzeć i na konkurencję. Od tego, jak jest dziś, bardzo mocno zależy to, jaka będzie jutro. Partie, podobnie jak ludzie w zasadzie nie zmieniają się. I kiedy dziś patrzę na Platformę Obywatelską, to muszę powiedzieć, że widok ten nie nastraja optymistycznie. Nie widzę niestety do tej pory zapowiedzi jakościowego skoku w polskim życiu publicznym w przypadku wygranej Platformy.
Mówi się niekiedy, że PiS opiera się w sporym stopniu na elektoracie „przeciętnych Polaków”, często z niewielkich miast, a PO to partia bardziej wielkomiejska, aspirująca do elektoratu inteligenckiego. Pomijając już to, że w istocie różnice te wcale nie są dramatyczne, przecież elektorat Platformy to wcale nie tylko wielkomiejska inteligencja, to nawet gdyby tak było, uderza kontrast między ambicją trafiania do bardziej wykształconego elektoratu a intelektualnym ubóstwem PO. Partia ta nie potrafi zaprezentować się programowo, a co bardziej ambitni i samodzielnie myślący politycy są przez jej przywódców traktowani raczej jako niewygodny problem, niż kapitał, z którego trzeba korzystać. Losy i pozycja Rokity - prawda, że polityka trudnego, lecz niewątpliwie myślącego - są tu dobrym przykładem. Ale to nie tylko on – także np. Śpiewak nie wydaje się być dobrze wykorzystywany. Kiedy PO próbuje ogłosić program, to zaraz potem wybucha nie dyskusja o treści, lecz kłótnia na temat tego, kto powinien go prezentować. W rezultacie partia siedzi cicho, bo wtedy przynajmniej nie traci w sondażach. Ale taka taktyka nie wystarczy na kampanię wyborczą.
Podobnie funkcjonuje inny stereotypowy sąd, że PiS jest partią wodzowską. Niewątpliwie ma pewne cechy takiej partii, a pozycja Jarosława Kaczyńskiego jest niezwykle silna. To na pewno potencjalnie niebezpieczne, gdy jakakolwiek organizacja tak mocno zależy od swego przywódcy. Jego pomyłki i błędy nie są bowiem „buforowane” przez wewnętrzne struktury, bezpośrednio uderzają w samą partię. Kto wie zresztą, czy do takiego zapętlenia partia ta właśnie nie dochodzi. Ale przecież ciągoty wodzowskie są bardzo widoczne i w Platformie! Jeżeli czyta się w prasie (Newsweek, GW), że szans na ponowny start do Parlamentu nie mają co bardziej niezależni posłowie PO (m.in. Smoktunowicz, Śpiewak), że lokalni działacze partii buntują się przeciw brakowi demokracji, że w Lublinie usiłuje się wyrzucić z partii Palikota, to wszystko są oznaki istotnych problemów wewnętrznych. Tusk niewątpliwie ma ambicje „wodzowskopodobne”. Dlatego być może wraz ze swymi ludźmi eliminuje zbyt wyrazistych i niezależnych działaczy. W rezultacie na partyjnym zapleczu zostaje personalna pustka, która dodaje się do wspomnianej wcześniej pustki programowej.
Między wodzostwem w Platformie i PiS jest jednak pewna różnica. Można Kaczyńskiemu zarzucać różne rzeczy, ale trzeba dostrzec, że jest niezmiernie sprawnym politykiem z własną wizją. Można z tą wizją zgadzać się lub nie, ale ona niewątpliwie jest. Trudno natomiast takiej wizji, poczucia misji, dopatrzeć się u Tuska. Próbuje być wodzem, ale mam poważne wątpliwości, czy potrafi być przywódcą. O ile więc w PiS wódz do pewnego stopnia kompensuje pustkę w dalszych szeregach, w PO tego mechanizmu nie ma. Personalna słabość mogłaby Platformie wyjść paradoksalnie na dobre: mogłaby stać się szansą na silne oparcie działania partii o nowoczesne mechanizmy i procedury instytucjonalne. Niestety, PO w tym względzie powiela przestarzały tradycyjny model, zgodnie z którym kadry i działacze najwyższego szczebla są ważniejsi niż struktury i mechanizmy. Wszystko to razem niestety nie wróży najlepiej, chyba, że PO ma w zanadrzu coś, czym nas pozytywnie zaskoczy. To jednak chyba mało realne.
Prof. Andrzej Rychard dla Wirtualnej Polski

2007/08/20

Warszawscy radni PiS nie chcą SLD

Stołeczni radni PiS protestują przeciwko zatrudnianiu w Ratuszu ludzi związanych z rządami SLD. Radni wymieniają między innymi Janusza Cieliszaka, rzecznika Telewizji Polskiej z czasów prezesury Roberta Kwiatkowskiego.
Radny Tomasz Zdzikot na konferencji prasowej w Warszawie powiedział, że polityka kadrowa Hanny Gronkiewicz-Walc prowadzi do konstytuowania się "grupy trzymającej władzę" w Urzędzie Prezydenta Miasta.
- Mamy już w mieście wiceprezydenta, który był ministrem w rządzie Leszka Millera, mieliśmy przewodniczącego Rady Warszawy, który był bliskim współpracownikiem pana Czarzastego, teraz - wszystko na to wskazuje - będziemy mieć wicedyrektora biura promocji, który był rzecznikiem prasowym Roberta Kwiatkowskiego. Wydaje się, że idąc śladem raportu komisji śledczej przygotowanego przez obecnego ministra, a ówczesnego posła Zbigniewa Ziobrę, brakuje nam jeszcze do kompletu bliskiego współpracownika pani Aleksandry Jakubowskiej. Wtedy będziemy mieć w Warszawie komplet tak zwanej grupy trzymającej władzę - tymi słowami radny Prawa i Sprawiedliwości opisał politykę kadrową w Ratuszu.
Tomasz Zdzikot, poinformował, że na pierwszym posiedzeniu po przerwie wakacyjnej, radni PiS zażądają od Hanny Gronkiewicz-Waltz ujawnienia szczegółow dotyczących wszystkich nominacji - dokonanych i planowanych- a także danych dotyczących osób zwolnionych, odkąd objęła urząd prezydenta stolicy.
autor: IAR
Źródło: Życie Warszawy

2007/08/17

Premier Donald Tusk, wicepremier Jan Rokita?

Czołowi politycy Platformy Obywatelskiej zawarli przedwyborczy pakt o nieagresji. Do wyborów Tusk i Rokita mają unikać sporów.
Do tajnego spotkania, o którym dowiedziała się "Rz", doszło kilka dni temu w wąskim gronie. Uczestniczyli w nim m.in. Donald Tusk i Jan Rokita. Obaj politycy ustalili, że przed wyborami nie będzie żadnych dyskusji o możliwych koalicjach. Według jednego z czołowych polityków Platformy po wyborach Tusk miałby być premierem, a Rokita jego pierwszym zastępcą.
Cel: samodzielny rząd
Ocieplanie stosunków zaczęło się już wcześniej. Wyraźnym sygnałem było to, że przed spotkaniem z prezydentem Kaczyńskim Donald Tusk rozmawiał właśnie z Janem Rokitą. Zgoda na dyskusję o tym, czy po wyborach Platformie bliżej będzie do LiD czy do PiS, groziłaby rozłamem w partii. Takie spekulacje mogłyby także zniechęcać podzielonych wyborców PO.
Celem polityków Platformy jest samodzielny rząd. Dlatego stosując strategię ucieczki do przodu, zwierają szyki przedwyborami. Jednak tłumienie dyskusji w partii nie wszystkim politykom się podoba. Jedną z osi sporów wewnątrz PO jest sprawa powołania komisji śledczej do zbadania akcji Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Konserwatyści, którzy po wyborach nie wykluczają koalicji z PiS, opowiadają się za tym, żeby komisja powstała dopiero w nowej kadencji Sejmu. Jan Rokita na łamach czwartkowej "Rzeczpospolitej" tłumaczył, że powoływanie komisji przed wyborami jest sprzeczne z logiką.
Ci, którym bliżej do lewicy, chcą, by komisja powstała jak najszybciej. Decydujący głos w tej sprawie ma jednak marszałek Sejmu Ludwik Dorn, który musi skierować wniosek pod głosowanie wciągu pół roku od jego złożenia. Jeśli Sejm się wcześniej rozwiąże - głosowania może w ogóle nie być.
Widmo Piskorskiego
Politycy PO wiedzą, że jak najszybsze wybory nie tylko gwarantują im przejęcie władzy, ale także oddalają groźbę rozłamu w partii i powstania nowej formacji politycznej, którą za plecami Donalda Tuska szykowali m.in. Paweł Piskorski i Andrzej Olechowski. Ta świadomość jednoczy zwalczające się dotychczas frakcje.
ANNA GIELEWSKA, AGNIESZKA RYBAK
Źródło: Rzeczpospolita

Zgoda w Platformie do wyborów

Przyspieszone wybory są szansą na wyciszenie sporów w Platformie Obywatelskiej. Krzyżują plany liberalnym dysydentom. Jednak w terenie walka o miejsca na listach może zaostrzyć konflikty.
Platforma poorana jest podziałami: ideowymi, personalnymi i o sposób sprawowania władzy przez Donalda Tuska. Wielu działaczom nie podoba się dyscyplinowanie szeregów przez sekretarza generalnego partii Grzegorza Schetynę i podporządkowanie wszystkich działań wyborom prezydenckim w 2010 r., w których Tusk zamierza wystartować.
Protest szeptany
Krytyka - wyrażana po cichu - płynie i z prawego, i z lewego skrzydła partii. Działacze związani emocjonalnie z Andrzejem Olechowskim i Pawłem Piskorskim, w tym młodzieżówka, rozważali więc pożegnanie z PO i utworzenie nowej inicjatywy będącej odpowiednikiem włoskiego Drzewa Oliwnego.
Na wrzesień zaplanowali konferencję powołującą do życia stowarzyszenie Obywatele dla Rzeczypospolitej, które w ciągu kilku miesięcy miało się przekształcić w szeroką formację polityczną. Myśleli o niej ponoć posłowie Łukasz Abgarowicz, Adam Szejnfeld i senator Robert Smoktunowicz. Posłowie jednak temu zaprzeczają. - Byłem jedynie na spotkaniu, które odbyło się na Uniwersytecie Warszawskim, ale nie miało nic wspólnego z moim zaangażowaniem w jakąś inicjatywę - mówi Szejnfeld.
Z senatorem Smoktunowiczem nie udało się nam skontaktować.
Ruch miał wesprzeć Aleksander Kwaśniewski. Inicjatywę, niemrawo wcielaną w życie, pokrzyżowały wybory. - Teraz są to pomysły zaprzeszłe i niegdysiejsze - kwituje Waldemar Dubaniowski, bliski współpracownik byłego prezydenta. Wiadomo bowiem, że do jesieni nowe ugrupowanie nie utworzy struktur. Niedoszli rokoszanie będą więc skazani na PO.
Młodzi kontra fachowcy
Nie wiadomo jednak, czy wybory zatuszują czy zaostrzą pęknięcia Platformy Obywatelskiej widoczne w terenie. Na Mazowszu konflikt tlił się od czasu objęcia urzędu prezydenta stolicy przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Po przeciwnych stronach stanęli młodzi ludzie związani z posłanką Joanną Fabisiak, prawą ręką prezydent Warszawy, i "liberałowie" z władz mazowieckiej Platformy Obywatelskiej, którym nie podobało się to, że w ratuszu zabrakło miejsca dla polecanych przez nich fachowców. - Warszawa to teren elektoratu Platformy. Warto o niego zadbać -argumentował jeden z nich.
Palikot ośmiesza partię?
Kłócą się także działacze w Lublinie. Powód niby błahy: stypendia, które Komisja Sportu Rady Miasta przyznała synom jednego działacza i szefa radnych lubelskiej Platformy. A inny polityk partii - wiceprezydent miasta - radykalnie je obniżył. W reakcji na to prokuratura otrzymała doniesienie o nadużywaniu władzy przez wiceprezydenta.
Wspór między działaczami włączył się Janusz Palikot, szef PO w regionie. Jednak go nie wyciszył. Sam znalazł się pod ostrzałem - kilkoro radnych skierowało wniosek o wykluczenie go z szeregów PO. Ich zdaniem Palikot ośmiesza partię, m.in. przez publiczne występy ze sztucznym penisem w ręku, czy w koszulce z napisem "Jestem gejem" i "Jestem z SLD".
Konflikty zżerają PO także na Śląsku. Tu daje o sobie znać podział ideowy: na działaczy ciążących ku lewicy i tych, którzy chętnie widzieliby się w PiS. Za lewicą ma optować szef regionu Tomasz Tomczykiewicz. Otwarta wojna wybuchła w sejmiku, w którym rządziła koalicja PiS, PO i PSL. Tomczykiewicz doprowadził do jej zerwania. Śląska posłanka Ewa Więckowska, która przeciw temu protestowała, mówi: - Uważałam, że prawicowy układ w samorządzie był dobry dla Platformy. Nigdy nie występowałam przeciw PO ani Donaldowi Tuskowi.
Nie ma jednak pewności, czy dla prawicowych polityków znajdzie się miejsce na śląskiej liście PO.
ANNA GIELEWSKA, AGNIESZKA RYBAK, js
Źródło: Rzeczpospolita

2007/08/13

Buntownicy na Platformie

Regionalni działacze PO zarzucają Donaldowi Tuskowi, że odbiera im niezależność i wprowadza ręczne sterowanie partią.
W ubiegłym tygodniu radni z Małopolski wysłali do szefa Platformy list, w którym zagrozili wyjściem z partii. "Demokrację wewnętrzną i debatę zastępuje system wodzowski i bierne potakiwanie dla jedynie słusznego poglądu. Liczne już w całym kraju wykluczenia naszych członków z błahych powodów i jeszcze liczniejsze odejścia źle wróżą przyszłości naszej formacji" - piszą działacze z okręgu tarnowskiego. Niepokój wywołują próby centralizacji władzy, narzucania samorządowcom kierunków polityki lokalnej i decyzji kadrowych. Na początku wakacji zaczęto realizować pomysł Grzegorza Schetyny, sekretarza generalnego PO, by w każdym regionie utworzyć nową funkcję - pełnomocnika ds. kontaktów regionu z zarządem krajowym. Dotąd tę rolę pełnili szefowie struktur regionalnych, teraz nowych ludzi wskaże zarząd krajowy.
- To taka wewnętrzna służba bezpieczeństwa, sieć donosicieli, którzy będą relacjonować Tuskowi, co dzieje się w terenie - mówi jeden z liderów okręgu lubelskiego. Kolejnym batem na niepokornych samorządowców ma być nowy zapis w statucie, według którego zawieszony działacz musi zrezygnować z pełnionych funkcji, a po trzech miesiącach - jeśli nie zostanie przywrócony w prawach członka - zostanie automatycznie wyrzucony z partii. - Zabija się jakąkolwiek inicjatywę w partii, bo posłowie boją się konkurencji. Bez ich zgody nie możemy nawet zorganizować konferencji - narzeka radny Krzysztof Nowak z Tarnowa. Ograniczeniem autonomii samorządów ma być możliwość wprowadzania przez kierownictwo partii zarządów komisarycznych w regionach. Rozeszła się też pogłoska, że Tusk i Schetyna będą decydować o pierwszych trzech miejscach na listach wyborczych. W tej sytuacji lokalni działacze, którzy nie są związani z liderami, nie mogą liczyć na dobre pozycje.
Autor: Joanna Tańska
Źródło: Newsweek

2007/08/11

Prezydent na celowniku

Ktoś w PO zbiera kwity na wiceprezydenta z tej partii Jacka Wojciechowicza - twierdzi portal Polskapresse. Po Wesołej krążą ulotki z listą jego rzekomych przestępstw.
Rewelacje z Internetu wstrząsnęły ratuszem: Wojciechowicz mógł utrzymywać relacje z osobami, którymi interesuje się prokuratura - napisał portal. Według Polskapresse działacze Platformy przyglądają się kulisom rozstrzygania przetargów, np. na projekty mostu Północnego i Krasińskiego. Na ich celowniku są też wykupy gruntów pod Trasę Siekierkowską, na których miasto mogło stracić miliony złotych.
Sensacyjny anonim z Wesołej
Zadzwoniliśmy w piątek do kilkunastu osób z warszawskiej PO. Zacytowana w tekście posłanka Julia Pitera zaprzeczyła, by kwestionowała uczciwość wiceprezydenta.
-Kilka decyzji wzbudza mój niepokój, np. zmiana planów zagospodarowania parku pod Skocznią, ale dopóki nie zbadam tej sprawy, nie chcę niczego przesądzać - powiedziała Pitera "Rz".
Jak dowiedziała się "Rz", w Wesołej pojawiły się ulotki zatytułowane "zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa". Na kartce formatu A4 widzimy zdjęcia Jacka Wojciechowicza - burmistrza Wesołej w latach 1998 - 2002 i 2004 - 2005 - i jego ówczesnego zastępcy Edwarda Kłosa (dziś burmistrza tej dzielnicy). Obok czytamy o handlu gruntami na wielką skalę w ustawionych przetargach, sprzedaży lasu pod budowę osiedla zaprzyjaźnionym biznesmenom i pozbycie się działki potrzebnej do budowy obwodnicy.
Wszystkie te informacje Jacek Wojciechowicz w rozmowie z "Rz" zdementował. Nazwał je zorganizowaną akcją, która ma uderzyć prawdopodobnie w Hannę Gronkiewicz-Waltz. Kto miałby zorganizować kampanię szkalującą ekipę z warszawskiego ratusza?
- Kogoś boli, że w tym roku miasto wyda na inwestycje 1,2 mld zł, podczas gdy w 2004 roku zaledwie 700 mln zł. To sterowana spoza partii akcja, której celem ma być skłócenie PO - powiedział "Rz" Jacek Wojciechowicz.
Ktoś chce skłócić Platformę
Rzecznik ratusza Tomasz Andryszczyk ma inną teorię. Wskazuje na otoczenie byłego prezydenta Warszawy Pawła Piskorskiego. - Hannę Gronkiewicz-Waltz mogą próbować skłócić ze współpracownikami osoby kojarzone z tzw. układem warszawskim -mówi.
-Jest to kolejny element konfliktu między Hanną Gronkiewicz-Waltz a władzami Platformy. Sekretarz generalny PO Grzegorz Schetyna może próbować przeczołgać jej ludzi - spekuluje z kolei Maciej Białecki, dawny współpracownik Piskorskiego.
Już pod koniec czerwca doszło do odwołania przewodniczącego Rady Warszawy Lecha Jaworskiego, zaufanego pani prezydent. Tamtą akcję miał rozgrywać poseł Andrzej Halicki, zaufany Schetyny.
W weekend prezydent Warszawy wyjedzie zapewne na urlop do Włoch, razem z wnuczkami. Do końca sierpnia ma ją zastąpić Wojciechowicz.
Dlaczego zaatakowano właśnie jego? - Albo Gronkiewicz-Waltz nie ma w Warszawie nic do gadania, albo Wojciechowicz ma bardzo silnych wrogów- mówi anonimowo działacz PO.
Autor: KONRAD MAJSZYK, AMELIA PANUSZKO, Janina Blikowska

Źródło: Rzeczpospolita

2007/08/10

Czy Warszawa straci jednego z wiceprezydentów?

Platforma Obywatelska ma poważne zastrzeżenia do pracy Jacka Wojciechowicza, wiceprezydenta, odpowiedzialnego w stołecznym ratuszu za drogi i inwestycje. PO zarzuca mu, że wśród jego znajomych są osoby, którymi interesowała się prokuratura oraz że przetargi, które nadzorował mogły być ustawione. – Jestem w szoku. Dobrze, że mi o tym powiedzieliście – mówi zaskoczony wiceprezydent.
Te wakacje będą niespokojne dla wiceprezydenta Warszawy, Jacka Wojciechowicza (PO). Nie dość, że podczas urlopu prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz ma na głowie cały urząd, teraz musi martwić się o własny fotel. Jak nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, wysoko postawieni członkowie Platformy Obywatelskiej prześwietlają przeszłość wiceprezydenta. Jak mówią nieoficjalnie, jego działania budzą wiele kontrowersji. Poza tym twierdzą, że utrzymuje kontakty z osobami, którymi interesowała się prokuratura. - Albo jest pechowcem i co rusz wpada w podejrzane towarzystwo, albo jest ślepy i nie widzi, że wokół dzieje się coś złego. W obu przypadkach nie powinien zajmować obecnej funkcji - komentują nasi rozmówcy.
Był już na celowniku
Jacek Wojciechowicz był już na celowniku poprzedniego prezydenta miasta, Lecha Kaczyńskiego. Nazwisko obecnego wiceprezydenta pojawiało się przy okazji afery związanej z wykupem gruntów pod Trasę Siekierkowską w Wawrze. Wyszło na jaw, że ówczesny burmistrz dzielnicy, Dariusz Godlewski, zaniedbał wykup działek pod tę inwestycję i wielokrotnie zdrożały, gdy miasto przystąpiło do budowy trasy. Warszawa straciła na tym miliony złotych. Sprawa oparła się o prokuraturę, ale została umorzona. W kręgu podejrzeń znalazł się również Wojciechowicz jako zastępca Godlewskiego. Co prawda zarzutów mu nie postawiono, ale nieufność pozostała.Podsyciła ją sytuacja z 2004 roku. Wojciechowicz wszedł wtedy do Sejmu na miejsce Zbigniewa Chrzanowskiego z PO, który zrzekł się mandatu. Wcześniej zajmował stanowisko wiceburmistrza Wesołej. Obiecał kolegom partyjnym, że zrezygnuje z funkcji, gdy wejdzie do parlamentu. Nie zrobił tego i rządził dzielnicą do końca kadencji.
Urzędnik z krwi i kości...
Jednak Julia Pitera, posłanka PO rekomendowała go na stanowisko wiceprezydenta Warszawy. – Poleciłam go jako urzędnika z krwi i kości – wspomina. Czy dziś zrobiłaby pani to samo? – pytamy. – Dochodzą do mnie niepokojące sygnały na jego temat – ucina posłanka.Wojciechowicz objął stanowisko zaledwie osiem miesięcy temu, a już z kilku decyzji powinien się wytłumaczyć. Między innymi – dlaczego naciskał na zmianę planów zagospodarowania przestrzennego w Parku pod Skocznią, co skutkowałoby zalegalizowaniem samowoli budowlanej przy ul. Płyćwiańskiej, której dopuściła się Śródmiejska Spółdzielnia Mieszkaniowa. – To kuriozalne zachowanie – denerwują się nasi rozmówcy z PO. – Na zmianie planów skorzystałby wyłącznie deweloper. Nawet mieszkańcy tamtych okolic, co się rzadko zdarza, nie oprotestowywali planów, bo im się podobały.
Wbrew logice?
Wątpliwości budzą też nadzorowane przez Wojciechowicza przetargi na projekty mostów Krasińskiego i Północnego. Niemiecka firma Schüssler Düsseldorfprzegrała przetarg na projekt pierwszego z mostów, choć złożyła najtańszą ofertę. Wbrew logice, nie odwoływała się od tej decyzji, a dwa tygodnie później wygrała kolejny przetarg na projekt Północnego. Prasa spekulowała, że jest związek między tymi dwoma wydarzeniami, jednak Wojciechowicz przekonywał, że to absurd. Absurdem nazywa również spekulacje na temat jego odwołania. - Jestem w szoku. Dobrze, że mi pani o tym powiedziała - dziękował.
Czy Wojciechowicz utrzyma się na stanowisku, rozstrzygnie się prawdopodobnie we wrześniu. Z urlopu wraca wtedy Hanna Gronkiewicz i zbiera się Rada Warszawy.
Aleksandra Paulska, Ewelina Cyranowska, Polskapresse

2007/08/08

Karty kredytowe dla współpracowników marszałka Struzika

Marszałek Adam Struzik (PSL) przyznał sobie i najbliższym współpracownikom po karcie kredytowej. Każdy z nich miesięcznie może z niej wydać nawet 10 tys. zł. - To na drobne wydatki - przekonuje Waldemar Kuliński, szef urzędu marszałkowskiego i prawa ręka marszałka Struzika.

Szefowie Mazowsza, aby godnie reprezentować honory gospodarzy województwa, dostali od marszałka po biznesowej imiennej karcie kredytowej. Osiem kart otrzymali: marszałek Struzik, jego czterech zastępców, dyrektor urzędu, skarbnik Mazowsza i przewodniczący sejmiku. Na każdej miesięczny limit wynosi 10 tys. zł.- Wie pani, bo my, marszałkowie, często wyjeżdżamy w Polskę. W trakcie podróży służbowej możemy bez stresu kartą zapłacić za paliwo czy hotel. To ułatwia życie - przekonuje Waldemar Kuliński, dyrektor generalny urzędu marszałkowskiego.
Robert Soszyński (PO), przewodniczący sejmiku mazowieckiego i burmistrz Mokotowa, dodaje: - Muszę przyznać, że karta przydaje się bardzo. Jeśli idę do restauracji z delegacją z Rosji, to nie denerwuję się tym, czy starczy mi na obiad. Poza tym powiem szczerze: karta w portfelu dodaje mi powagi i mnie uspokaja - przekonuje Soszyński.
Jak ustaliliśmy, bez kart doskonale radzą sobie inne urzędy marszałkowskie. Nie korzystają z nich zarządy m.in. województwa małopolskiego, lubelskiego czy śląskiego.- Nie mamy kart, bo nie ma takiej potrzeby. Wszystkie delegacje opłacamy z góry. A karty mogą niepotrzebnie kusić - wyjaśnia Krzysztof Krzemiński, rzecznik urzędu województwa śląskiego.
Z kart kredytowych na wydatki reprezentacyjne korzystał za to Lech Kaczyński jako prezydent Warszawy i jego wszyscy zastępcy. Nowa prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz (PO) karty zlikwidowała.
Została tylko jedna, do rezerwacji hoteli za granicą. - Ani pani prezydent, ani żaden z wiceprezydentów kart nie chcieli. Poza tym limit kredytowy może prowadzić do nadużyć - mówi Jarosław Jóźwiak z gabinetu prezydent Warszawy.
Jak ustaliliśmy, nad rachunkami z kart kredytowych Kaczyńskiego i jego współpracowników pochylili się już śledczy z biura kontroli w ratuszu. - Mamy wiele zastrzeżeń do tych wydatków. Znaleźliśmy np. zaskakująco wysokie faktury za enigmatyczne kolacje z posłami - zdradza "Gazecie" jeden z urzędników ratusza.
Radni nic o kartach kredytowych mazowieckiego marszałka nie wiedzieli. W opozycji nawet radni PiS nie chcą naśladować prezydenta Kaczyńskiego. - O kartach dowiaduję się od pani. To bardzo kontrowersyjny pomysł. Po co aż tyle kart i na dodatek z tak dużymi limitami. Na najbliższej sesji spytamy, na co idą te pieniądze - zapowiada szef klubu PiS w sejmiku Maciej Więckowski.
Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna
Autor: Dominika Olszewska

2007/08/06

Wprost - z życia opozycji

Hanna Gronkiewicz-Waltz pozostanie prezydentem Warszawy. Sąd administracyjny orzekł, że wojewoda mazowiecki ogłosił wygaśnięcie jej mandatu niezgodnie z prawem. Bufetowa pewno się ucieszyła, co do stolicy nie jesteśmy tego już tacy pewni. W tej chwili to bohaterskie miasto po prostu nie funkcjonuje. Rozkopano je w tylu miejscach jednocześnie, że z Woli na Mokotów najłatwiej się dostać kanałami.

Nie tak dawno na od wieków związanej z liberałami wyspie Sobieszewo odbywało się letnie szkolenie Młodych Demokratów. Czyli młodzieżówki PO. Narybek nauczali m.in. Donald Tusk, Grzegorz Schetyna oraz Jerzy Buzek. Ale najlepsze działo się wieczorami, już bez dostojnych gości. Imprezy odchodziły takie, że zdesperowany turysta nagrał libację na komórkę i zagroził, że przekaże materiał mediom. Młodzi Demokraci urządzili zrzutę i za 500 zł oraz obietnice przestrzegania ciszy nocnej nabyli kompromitujące zdjęcia. Kiedy teraz czytają tę notkę, pewnie się zastanawiają, skąd my to wiemy. Lepiej zadajcie sobie pytanie, czy w nasze ręce nie trafił pewien film. W końcu było tam więcej turystów z komórkami.

Inna ciekawostka z życia PO. Wicemarszałek województwa mazowieckiego Jacek Kozłowski, któremu poświeciliśmy kilka ciepłych słów tydzień temu, ma zostać pozbawiony stanowiska. Ciekawe jest to, że jego następcą może zostać niejaki Marcin Rosół, niegdysiejszy asystent Donalda Tuska i Grzegorza Schetyny. Świat usłyszał o nim, gdy wraz z kolegą wysysał kaskę ze skarbonki PO. Prokuratura wciąż zajmuje się tą sprawą, ale poszkodowani - czyli liderzy platformy - wybaczyli chłopakowi i uznali, że najlepszą resocjalizacją będzie posłanie go w publiczne urzędy.

A Kozłowski ma być ofiarą konfliktu na linii HGW - władze PO. Podobno Gronkiewicz-Waltz nie słucha ani Tuska, ani - nawet! - Schetyny, a na jej łaskę liczyć mogą głównie koleżanki z Odnowy w Duchu Świętym. Co oczywiście złości liberałów. Nic dziwnego. Być zrobionym w bambuko przez Bufetową! Co za obciach!
Źródło: Wprost